Warszawa

Recenzja książki:

Herobrine powstaje. Przygody w świecie Minecrafta

Herobrine powstaje. Przygody w świecie Minecrafta

S.D. Stuart
od 8 do 12 lat

Recenzja...

Jak zachęcić do czytania dziesięciolatka? Dziesięciolatka, który omija półki z książkami szerokim łukiem, którego trudno oderwać od komputera, dla którego największą pasją jest zanurzenie się w dziwny, klockowy świat Minecrafta?
Cóż: dajmy mu do ręki książkę o Minecrafcie! Książeczkę właściwie. Aby nie odczuł szczególnie boleśnie jest ciężaru – ani realnego ani gatunkowego.

 

Książeczkę, którą można wsunąć do kieszeni, i która ma tak duże litery, że nawet bardzo niewprawny czytelnik będzie pochłaniał je w błyskawicznym tempie. Opowieść, która, sięgając do minecraftowej nomenklatury i do informatycznego slangu, potęguję poczucie elitarności wąskiej grupy „Wybrańców”.


Celowo nie rozwodzę się nad fabułą – bo tu nie o to w ogóle chodzi! Fabuła jest banalnie prosta i właściwie mógłby ją wymyślić i spisać dziesięcioletni czytelnik/ adresat tej książeczki (gdyby tylko zdarzyło mu się używać klawiatury  komputera i własnej wyobraźni do czegoś więcej niż tworzenie wirtualnych światów zgodnie z zasadami gry).

 

Otóż: dwóch braci, korzystając z komputera i specjalnej kapsuły w laboratorium swojego ojca, pakuje się w tarapaty. Jeden z nich dostaje się do wnętrza gry i musi rozegrać nierówny pojedynek z Herobrinem, tajemniczym, niebezpiecznym bohaterem, którego obawia się sam twórca gry. Motyw stary jak świat (lub przynajmniej sięgający roku 1982, z którego pochodzi klasyka gatunku: film  Tron), a części tej historii wydano już kilka.


Mimo t, sugerowałabym, aby nie lekceważyć tej maleńkiej książeczki, ponieważ jej potencjał leży zupełnie poza naiwną fabułą i jest NAPRAWDĘ nie do przecenienia.


Po pierwsze: skromna gabarytowo książeczka może stanowić wdzięczne i niewinne zaproszenie do świata książek dla maniaka komputerowego… Po drugie – czytając tę książeczkę wspólnie, dostajemy niepowtarzalną okazję, aby zajrzeć do świata naszej pociechy. Konia z rzędem dla rodzica, który próbował zrozumieć zasady gry, w którą gra jego potomek (nie mam na myśli oczywiście tatusiów, którzy przepychają się z synem przed monitorem). Czytając wspólnie, prosząc dziecko, aby wyjaśniło nam poszczególne pojęcia z komputerowego slangu – czynimy go Ekspertem i Przewodnikiem, a trudno chyba o większą nobilitację dla  dziesięciolatka żyjącego w świecie Wszech-Wiedzących Dorosłych.


Zwykle nie myślimy o tym w kategoriach ekonomicznych, ale przecież „zainteresowanie” najlepiej  funkcjonuje jako handel wymienny. Jeśli chcemy, aby nasze dziecko poważnie traktowało nasze słowa i opinie – to nie ma lepszej drogi niż równie poważnie traktować jego. Jeśli chcemy, aby liczył się z naszym zdaniem – powinniśmy zapoznać się z jego poglądami. I nie skreślać ich tylko dlatego, że związane są z mało dla nas zrozumiałymi zasadami gry.

 

Minecraft to akurat jedna z bardziej wartościowych gier dla młodszych graczy. Na początkowych levelach dzieciaki mają doskonałą okazję do trenowania orientacji przestrzennej. Ponieważ coraz rzadziej grają piłkę i ćwiczą koordynację na trzepaku, dobrze, że ćwiczą chociaż w ten sposób. Byłoby fajnie, gdyby zrozumieli to także nauczyciele i np. geometrię również trenowali przy wykorzystaniu elementów Minecrafta. Mogłoby się wtedy nieoczekiwanie okazać, że wyniki z matematyki poszybowałyby w górę…


A zatem: zanurz się ze swoim dzieckiem w jego wirtualną rzeczywistość – jest wówczas duża szansa, że ono wynurzy się potem wspólnie z Tobą w Realu i przypomni sobie, jak fajnie jest ramię w ramię z rodzicami poznawać Świat.

 

Agnieszka Ratajczak-Mucharska

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć