Jako dzieci stanu wojennego nie byliśmy może rozpieszczani mnogością sklepowych artykułów, kolorowych i kreatywnych placów zabaw i szeregiem innych rozkoszy, których dziś pod dostatkiem. Mieliśmy za to czasopisma takie jak „Płomyczek” czy „Świerszczyk”, a poziom ich urastał znacznie ponad to, czym dzisiaj zalewane są masowo kioski. To zapewne w którymś z tych magazynów spotkałam się po raz pierwszy z poezją Tadeusza Mioduszewskiego. Nic dziwnego, że moje zamiłowanie do literatury zostało podsycone – TAKIE wiersze zawsze pozostawiają niedosyt i chętkę na więcej. Kiedy dziś, po latach, przypomniałam sobie o twórcy, poczułam wielką radość, że i moje dzieci poznają świat poezji od tej piękniejszej, wrażliwszej strony. Jednocześnie doznałam uczucia, jakbym weszła na wiszący most, łączący moje dzieciństwo i współczesność moich synów. Rozbujałam marzenia jak na karuzeli wrażeń!
Dzieciakom i ptakom to niezwykła propozycja. Raz, że ciepła, wiosenna, kwitnąca natchnieniem i promieniejąca optymizmem, bawiąca grą słów, dowcipem. Dwa, że podkolorowana fantastyczną kreską genialnego Janusza Stannego. Kipi kolorami, dobrymi emocjami, pragnieniami i pytaniami bystrych, przenikliwych dzieci.
Książka do wielokrotnego czytania, na dobre nocki, kołysanki, utulanki, przytulaski, cmokaski, letnie pikniki. Podobnie jak nie wyobrażam sobie naszej biblioteczki bez dzieł Tuwima, Brzechwy czy Wawiłow, tak nie pojmuję, jak do tej pory mogliśmy pozostawać ubodzy w poezję Tadeusza Mioduszewskiego. Wstyd mi na samą myśl o tym. Jednocześnie obiecuję solenną poprawę.
Mama Anna