Bohaterką książki Tajemnica Zafiry. Moc zaklęcia jest nastoletnia Malwina, którą poznajemy u progu nowego roku szkolnego. Początek książki nie wskazuje na to, że za chwilę nadprzyrodzone moce staną się elementem akcji. Akcji, w której tajemniczy kot Zafira przekazuje tajne wiadomości i wcale nie jest kotem, a starszy mężczyzna okazuje się dziadkiem Malwiny, i choć nosi polskie imię Zygmunt, to pochodzi z indiańskiego plemienia z Kolumbii. Nastolatka odkrywa w sobie niesamowite zdolności - potrafi czytać w umysłach ludzi i zwierząt.
Uprzedzam, że nie będę obiektywna, bo fantasy nie należy do mojego ulubionego gatunku. Chociaż książkę czyta się wartko, to jako dorosły mam wątpliwości, czy nagromadzenie w jednym miejscu tak wielu trudnych emocji jest zasadne. W książce dzieją się rzeczy smutne i tragiczne - kradzież w domu przyjaciółki Kamili, podpalenie leśniczówki, w której zamieszkał odnaleziony dziadek Malwiny, rozmyślania o tym, czy przeżył ten pożar, wreszcie śmierć wodza plemienia.
Tutaj prawda miesza się z fikcją i według mnie wszystko w pewnym momencie staje się opowieścią literacką. A jednak te trudne sytuacje dzieją się naprawdę w życiu. I nie czuję w tej książce „przepracowania” tematu, znalezienia odpowiedzi na pytania, dlaczego tak się dzieje i jak sobie z tymi trudnymi sytuacjami poradzić. Jest tylko akcja trzymająca w dużym napięciu. A może o to chodzi, by po prostu potęgować emocje, a na rozmyślania przyjdzie czas w innych sytuacjach?
Mama MAłGosia