Pierwszy dylemat egzystencjalny dopada nas już w wieku przedszkolnym. Wtedy to po raz pierwszy zadajemy sobie (a także rodzicom) pytanie „skąd się wziąłem?”. Zmieszani rodziciele dwoją się i troją, próbując w przystępny sposób przekazać nam tajemnicę poczęcia. Czasem – choć, miejmy nadzieję, coraz rzadziej – rozpoczynają swoją opowieść od bociana, bywa, że od kapusty. A przecież wszystko zaczęło się od małpy. W dodatku siedzącej na drzewie – genealogicznym...
Przeciętny czytelnik wie o Michale Rusinku niewiele. Sekretarzem Wielkiej Poetki był, nie lubi słowa „Witam”, a na niektórych przystankach namawia do czytania poezji, na zmianę z Anną Marią Jopek. Wnikliwy czytelnik, który miał przyjemność zapoznać się z twórczością Pana Rusinka, może odnieść wrażenie, że autor przygląda się światu czułym, choć lekko przymrużonym okiem. Jego rymowane spostrzeżenia są trafne, nieco ironiczne, czasami zastanawiające, ale przede wszystkim – na tyle ciekawe, by niepodzielnie przykuć uwagę czytelnika, od pierwszej do ostatniej strony.
W Wierszykach rodzinnych autor zaprasza nas w podróż do wnętrza historii. I myślę, że nawet najbardziej wymagający, bardzo nieletni czytelnik, nie poczuje się zawiedziony tą wyprawą. Przemieszczając się coraz wyżej po genealogicznym drzewie, od korzeni do korony, poznajemy kolejne stadia rozwoju ludzkości – od sympatycznej małpki, spoglądającej z wysokości (i nieco z wyższością) na swojego nieowłosionego prawnuka, przez brodatych wikingów i dygające dwórki, aż po wróżki i stewardessy. Zwinnie przeskakując z gałęzi na gałąź, odkrywamy losy członków tylko jednej rodziny – homo sapiens.
Książka wyjątkowo przyjemna w odbiorze – nie tylko z uwagi na pełną humoru i finezji poezję Michała Rusinka, ale także dzięki pięknym ilustracjom jego siostry, Joanny. Wzbudzą one zainteresowanie tych, którzy czytają i tych, którym się jeszcze czyta. Posiada również wyjątkowy walor edukacyjny – zachęca najmłodszych do poznania historii własnej rodziny i przedstawienia jej w formie graficznej. Dzięki temu tworzenie drzewa genealogicznego może wyjść ze szkolnych murów i trafić pod strzechy, dostarczając całym rodzinom nie tylko rozrywki, ale i wiedzy na temat własnych korzeni. „Może znajdzie się tak jakiś <<chyba Napoleon Bonaparte>>. A jeśli nie, to od czego mamy wyobraźnię?”.
Magdalena Adamczyk