„Nikt nigdy nie dokonał niczego wielkiego z pustym żołądkiem”. Może dlatego chętnych do kupowania wypieków z cukierni rodziny Szczęsnych nigdy nie brakowało. Pewnie też powodem było to, że owe słodkie produkty nie były gliniaste i nie smakowały jak syrop na kaszel (w przeciwieństwie do pączków od pana Kapelusza). Mało powiedzieć, że były smaczne – one były… magiczne. Jak cała zresztą książka, którą czyta się tak, jakby delektowało się pulchnym muffinkiem, migdałowym croissantem czy cynamonowym świeżutkim ciasteczkiem... A na dodatek popijało pyszną kawą lub orzeźwiającą herbatą, jeśli kto woli. Właściwie delektować się nie da, bo połyka się ją, wielkimi kęsami.
Almanach wiedzy kulinarnej Szczęsnych to obiekt pożądania przebiegłej ciotki Lily, która, choć próbowała sprawiać dobre wrażenie i zbliżać się do najmłodszej części rodziny Szczęsnych – okazała się jednak manipulatorką i złodziejką. Dalsze losy tajnej czarodziejskiej książki kucharskiej, dzięki której jedni się zakochiwali bez granic, inni zapominali lub mówili od końca poznamy pewnie w kolejnych częściach, bo Magiczna cukiernia jest zapowiedzią dwóch dalszych tomów, układających się w smakowitą trylogię o losach pewnej rodzinki... Rodzinki, niby z jednej strony czarodziejskiej, z drugiej jednak – całkiem realnej. Takie uczucia, całkiem realne, jakie targały najstarszą siostrą – Rozmarynką może mieć każdy. Bo tak to już jest, że choć rodzina jest kochająca to można czasem czuć się gorszym, niedowartościowanym, stojącym na uboczu, można czuć zazdrość a jednocześnie dowiedzieć się, że… właściwie nie trzeba niczego udowadniać, bo pełni się tam ważną, może nawet najważniejsza rolę.
Tymianek, Kminek, Pietruszka i wspomniana Róża – latorośle Belli i Alberta Szczęsnych muszą poradzić sobie z samodzielnym pozostaniem w domu, kiedy to rodzice na prośbę burmistrz Młotkowskiej wyruszają z prozdrowotną misją poradzenia sobie z grypą. Róża ma strzec pewnego kluczyka... Tylko tydzień poza domem, a dzięki rezolutnym dzieciakom i wydarzeniom, w których biorą udział przygoda goni przygodę.
Nie tylko rodzinka cukierników jest tu sympatyczna, budzą podobne odczucia i sąsiedzi, i pozostali mieszkańcy miasteczka Klęski Zdrój. Jednak czary, choć rodzice przestrzegali przed ich wykorzystywaniem – robią tu swoje. Zmieniają życie mieszkańców miasteczka, ujawniają marzenia i fantazje, odczucia i potrzeby. Sympatycznie „skrojeni” bohaterowie – ci ważniejsi, i ci epizodyczni – tchną optymizmem, ciepłem, dobrą energią.
Ta książka jest naprawdę pyszna! Tajniki kulinarnej księgi ujawniają się w spożywczych przepisach, ale są to również przepisy na życie, pokazujące co ważne, a co zupełnie nie... Przygoda przeplata się tu z codziennym życiem, baśniowość, magia z realnością, intryga z miłością – wszystko we właściwych proporcjach, by wypiek okazał się kunsztem pisarskim. Z przyjemnością wezmę w dłonie dalsze cukiernicze części.
Mama Anna