Pompon na wakacjach to kolejna z serii książek o przygodach tytułowego smoka, który wcześniej w bardzo oryginalny sposób (poprzez odpływ w umywalce) zawitał w domu Państwa Fisiów: mamy, taty, dziesięcioletniego Gniewka i jego młodszej o rok siostry. Tym razem Pompon zostaje wraz z całą rodziną wysłany na pierwsze wakacje do dziadków, przysparzając zarówno gospodarzom, jak i gościom mnóstwa problemów oraz sprawiając jednocześnie, że cała rodzina nie może narzekać na nudę. Nie sposób bowiem nudzić się, gdy Pompon ląduje w rynnie na dachu za sprawą własnoręcznie zmajstrowanego latawca z koszuli Taty Fisia, a potem kończy lot w kurzym nawozie; gdy po splądrowaniu Babcinej spiżarni przeprasza gospodynię wręczając bukiet róż ukręconych z rolek papieru toaletowego i patyczków do uszu, czy też gdy ziejąc ogniem wypala dziurę w Babcinym doktoracie z fizyki. Przygoda goni przygodę, sprawiając, że książkę czyta się szybko i często z zapartym tchem, czekając, co będzie działo się dalej.
Pompon na wakacjach jest pierwszą książką o przygodach zuchwałego smoka, którą czytałam moim pociechom. Sama byłam ciekawa ich reakcji, gdyż jest ona dość obszerna (aż 176 stron!), zaś język jej odbiega znacznie od czytanych przez nas wcześniej pozycji literatury dziecięcej. Jednak zarówno siedmiolatek, jak i czterolatka podzielili mój entuzjazm, a nasza pierwsza czytelnicza sesja zakończyła się dopiero po przeczytaniu pięćdziesięciu stron (!). Oboje siedzieli uważnie słuchając i często wybuchając gromkim śmiechem. Najlepszą rekomendacją będzie fakt, że podczas odwiedzin w bibliotece mój syn z wielkim entuzjazmem sam sięgnął po kolejną książkę z serii Przygód Pompona.
Pomysłowość autorki – Joanny Olech, znanej dobrze miłośnikom literatury dla dzieci - i jej poczucie humoru odzwierciedlone w ilustracjach oraz różnorodności przygód rodziny Fisiów sprawiają, że Pompon na wakacjach bawi zarówno małych jak i większych czytelników, tj. czytających im rodziców; każdego jednak na swój sposób. Dzieciom zapewne szczególnie zapadną w pamięć śmieszne, a czasem wręcz absurdalne wybryki Pompona, który do dobrze wychowanych smoków zdecydowanie nie należy (zdarza mu się bekać, obrzydzać innym posiłki, wyzywać swych przeciwników używając ciętego języka).
Uwagę starszych czytelników zaś przyciągnie wyrazistość postaci, spora dawka ironii oraz warstwa językowa książki obfitująca w ostre riposty. Jednak ów styl pisania (pełen dość ostrych często słów i wyrażeń zaczerpniętych z młodzieżowego slangu, jak np. lampić się, sfajczyć się, nabzdyczyć się itp.) może nieco odstraszyć tych rodziców, którzy nie zetknęli się wcześniej z Przygodami Pompona i oczekują raczej, sądząc po tytule, zabawnych perypetii sympatycznie wyglądającego na okładce smoka. Rozczarują się również nieco licząc na moralizatorskie i wychowawcze oddziaływanie Pompona na wakacjach, chyba, że potraktują owe wybryki jako wzór nie do naśladowania. Mnie ów pełen kolokwializmów język początkowo drażnił, ale z każdą stroną oswajałam się z tym sposobem kreślenia wizji przygód tytułowego smoka, gdyż tak obrany sposób kreowania wypowiedzi bohaterów nadawał specyficznego dynamizmu całej książce.
Pompona na wakacjach przeczytałam już dwukrotnie, jednak nadal mam skłonność do odrobiny cenzury, gdy podczas czytania jej moim pociechom, nawet siedmiolatkowi, przychodzi mi przytoczyć na głos wypowiedzi w stylu: "Ssstój, cholero!", "Pierwszy kosmonauta, młotku", "Cip, cip, zarazo", "Kici, kici, pokrako", "Ty popaprany ranny ptaszku" itp. Pozostawiam zatem rodzicom podjęcie decyzji, czy lektura Pompona na wakacjach utrafi w gusta literackie ich pociech. Może właśnie taki styl pisania przyciągnie do książki tych młodych czytelników, którzy na co dzień nie sięgają po ugrzecznioną literaturę i z przyjemnością oddadzą się lekturze książki obfitującej w kolokwializmy i młodzieżowy slang? Wszystkim życzę zatem miłej lektury!
Karina Hanisz