Któreż dziecko nie marzy o wyjątkowym, futrzanym przyjacielu? Niektóre brzdące mają króliczki, inne psiaki, zaś Pia… małego Yeti. Nieźle, prawda? A kiedy dodać do tego fakt, że wpadli na siebie zupełnie przypadkowo i od tej pory ciągle uciekać będą musieli przed kłusownikami polującymi na rzadko spotykane gatunki zwierząt… robi się jeszcze ciekawiej.
Dotychczas Pia nie mogła uporać się ze smutkiem po śmierci ukochanego taty, ale okazuje się, że znajomość z małym białym stworkiem, który uwielbia słuchać muzyki i na wszystkie pytania odpowiada słodko "yo, yo, yo!" - pokonać potrafi największą rozpacz. Jest to więc lektura o wielkiej mocy przyjaźni, o poświęceniu, oddaniu i odpowiedzialności "za to, co oswoiliśmy" (jakby w zupełnie innej książce wyraził się pewien mądry lis).
Każdy z nas zastanawiał się również, czy stworzenia zwane Yeti naprawdę istnieją. Czy są jedynie sensacją stworzoną na potrzeby książek? Otóż Mój przyjaciel Yoko pokazuje, że Yeti naprawdę istnieje. A zobaczyć mogą go nieliczni, bowiem przy sprzyjających, mroźnych warunkach potrafi stawać się niewidzialny. Musimy więc dbać o klimat, bowiem "człowiek śniegu" jest na tyle wrażliwy meteorologicznie, iż w cieple może dostać udaru.
Bajka uczy też trudnej sztuki rozstań, które nieuniknione są w naszym życiu, a – niezależnie od wieku – bolą. Czytanka lekka, łatwa i przyjemna. W sam raz na dobranoc. Potem ma się fantazyjne sny – przekonaliśmy się na własnych skórach i umysłach. Polecamy!
mama Anna