Warszawa

Recenzja książki:

Pięcioro dzieci i coś

Pięcioro dzieci i coś

Edith Nesbit
Maria Orłowska-Gabryś (Ilustr.)
od 7 do 12 lat

Piękny język, lekki styl, fantastyczne przygody, giętka wyobraźnia

Nie mogę wyjść ze zdziwienia, że pozycja Pięcioro dzieci i „coś” umknęła memu dzieciństwu. Naprawdę nie do uwierzenia, bowiem taki mol książkowy jak ja przerobił chyba całą literaturę dostępną zarówno w szkolnej, jak i miejskiej bibliotece (może po prostu brakowało tam tejże pozycji?). A i w moim domu książek bez liku – na potęgę odwiedzaliśmy księgarnie, bazary i antykwariaty. Kiedy więc doczytałam, że powieść ma już ponad sto lat… jakże ona uchowała się przede mną? A i ekranizacji również nie widziałam… Szkoda.


Na szczęście macierzyństwo ma wiele walorów. Między innymi taki, że nadrabia się straconą czy przeoczoną wcześniej poezję oraz prozę. Tym oto sposobem podciągnęłam się i zniwelowałam braki. I chwała temu, bowiem nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy tego nie czytać. Że mogłyby tego nie czytać moje (w odległej przyszłości) wnuki czy prawnuki. Lektura obowiązkowa, jak Dzieci z Bullerbyn czy Akademia Pana Kleksa. Genialna klasyka. Czasem myślę, że takie zdarzają się – niestety – już coraz rzadziej.


Piękny język, lekki styl, fantastyczne przygody, giętka wyobraźnia. Rety, im mocniej wnikałam w lekturę, tym bardziej gorzką mi była ciążąca na karku dorosłość. Tak bardzo pragnęłam znów być dzieckiem, spędzać wakacje na wsi, biegać do kamieniołomów, znikać na całe dnie, wsiąkać bez opamiętania w zabawę i wierzyć, że wszystko, zaprawdę wszystko może się spełnić – wystarczy tylko spotkać i udobruchać duszka Piaskoludka.


Wielkim plusem jest fakt, że nie ma tutaj komórek, laptopów, gier komputerowych i innych pożeraczy czasu. Pokazuje to, że naprawdę można żyć i doskonale bawić się bez tego. Jakże piękne, urocze i niezapomniane to było dzieciństwo, prawda? Na podwórzu, na trzepaku, na łące, całą zgrają – i zawsze było co robić. Nuda? A co to takiego?


Takie poczytanki odmładzają, wierzcie lub nie. Przez tych kilka wieczorów, na które rozłożyliśmy powieść (każdy rozdział to osobne życzenie, zatem bez żadnej straty można tak poczynić) stawałam się równolatką moich synów (i bohaterów książkowych), razem z nimi dokazywałam, doganiałam marzenia i… zmagałam się z tarapatami. Spełnianie pragnień wszak nie zawsze okazuje się bezproblemowe. Ale jakie piękne ma się później sny!


Kiedy skończyliśmy – czuliśmy niewyobrażalny żal, na serio, bowiem zżyliśmy się z Janeczką, Anteą, Cyrylem, Robertem i Barankiem. Musimy poszukać kontynuacji. W najgorszym wypadku sami pokusimy się o jej dopowiedzenie – czujemy bowiem wielki, wielki niedosyt.


Polecam każdemu, bez względu na wiek. Lektura bez terminu przydatności do spożycia – dobra na każdą okazję. Pochłania się ją z wielkim apetytem, bijącym sercem, ciekawością i wypiekami na twarzy.

 

mama Anna

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć