To piękna księga mówiąca o historii, rodzinie i przemijaniu. A także o tym, czym jest prawdziwy dom, szczególnie dom z historią. Konwencja książki nie jest skomplikowana i dzięki temu, że "rozdziały" są krótkie, idealnie nadaje się do czytania, nawet dla chłopaków, którzy "nie lubią długo czytać" – jak to określił mój syn, kończąc czytanie. Dodatkowo opowiastki pisane są dwunastozgłoskowcem – na co warto zwrócić uwagę dziecka i razem z nim przesylabizować kilka wersów.
Historia domu – jego budowa, rozkwit, upadek, odbudowa pokazane są na rysunkach tworzonych z tego samego punktu widzenia. Pozwala to na dodatkową zabawę podczas lektury: wytęż wzrok i znajdź różnice między kolejnymi etapami życia domu. My dodatkowo analizowaliśmy świat przyrody, wyszukując na ilustracjach wszelkie zwierzaki: te żywe i te lipne (tak syn określił dmuchaną kaczkę). Książka pomaga również w sprawdzeniu, czy dziecko radzi sobie z czytaniem dat, których jest w tekście kilka, a które możemy przybliżać, powołując się na historię własnej rodziny czy kraju. Bardzo piękne i dopracowane z dużym pietyzmem ilustracje pozwalają na analizę drobiazgów: pór roku, a nawet miesięcy, rozpoznawanie czy ten mały ptaszek na gałązce to sroka czy sójka, jakie grzyby rosną koło zrujnowanego domu i czy wszystkie są jadalne.
Książka idealnie nadaje się na prezent: duża i ładnie wydana. Uważam, że jest odpowiednia dla dzieci 5-9 lat. Te młodsze mogą ją traktować jak bajkę, w której w miarę dorastania odkrywać będą kolejne ciekawostki, ci starsi jako przygotowanie do nauki historii, przyrody, architektury lub po prostu jako quiz, a dla tych nielubiących czytać (podobno tacy też istnieją!) jako książka, którą na pewno sami przeczytają. Gorąco polecam.
A na koniec w związku z tym, że nazwisko autora ilustracji w tłumaczeniu oznacza "niewiniątko" pozwolę sobie zadać zagadkę: W jakim kraju i w jakiej jego części stoi tytułowy DOM? Potwierdzenie tego faktu udało nam się znaleźć tylko na jednej ilustracji. Której? Drobna podpowiedź: ponoć przed przystąpieniem do pracy nad książką ilustrator zjechał pół Toskanii, fotografując stare, opuszczone domy, nikomu niepotrzebne już murki, zapuszczone ścieżki.
mama MałGocha