W przeciwieństwie do jednego znanego kota, ten, który jest bohaterem książki, lubi sypiać w nutach a nie w butach. Jego pan ma na imię Andrzej, a jego praca jest mocno związana z muzyką, dlatego jego kot też zna się na muzyce. Wie, co to są nuty, a co klucz wiolinowy (który moim zdaniem wygląda jak zmutowana śliwka – bo z różnych stron wystają mu ogonki).
Kot Fagot jak się tak kokosi w nutach, to zdarzają mu się podróże w czasie. Raz przeniósł się do starego klasztoru, gdzie zakonnicy uczyli się śpiewać, ale im nie szło, bo nie mieli nut. Dopiero gdy pojawił się zakonnik-jąkała, udało się im opanować śpiew. Innym razem w czasie podróży Fagot spotkał Jana Sebastiana Bacha, który żył dawno temu, gdy wszyscy modni panowie chodzili białych perukach.
Też lubię muzykę, a mama mówi, że oprócz słuchania muzyki można też słuchać ciszy – na przykład w lesie albo w górach. Ja mówię, że ciszy nie można usłyszeć i tak się o to czasem spieramy.
Fagot opowiada chętnie o muzyce, ale jeszcze chętniej zakopuje się w partyturach, czyli kartkach pełnych nut i tam drzemie. Ciekawe czy prawdziwe koty tak myślą jak Fagot. Bo jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, co taki Fagot pomyślałby o mnie.
Bartek, lat 8