Jest grupa autorów, po których książki sięgam, gdy tylko pojawią się na półkach księgarni. Jednym z nich jest Leszek K. Talko. Lubię język jego opowiadań, niewymuszony humor wypływający z kolejnych stron, jego spojrzenie na świat. Ale chyba najbardziej cenię tego autora za jego miłość do dzieci i do rodziny, przebijającą w niesamowitych spostrzeżeniach. Nie jest to na szczęście miłość wyniesiona na piedestał, podkreślająca tylko uroki macierzyństwa czy ojcostwa. To miłość nie za coś, lecz pomimo.
I tym razem Talko mnie nie rozczarowuje. Książkę Pitu i Kudłata idą na całość przeczytałam jednym tchem, zaśmiewając się od czasu do czasu, czasem trochę przez łzy. Pitu i Kudłata to takie dzieciaki, które pomimo wielu wad, chciałoby się mieć w sąsiedztwie. Nie da się ich nie lubić, choć czasem potrafią mocno zajść za skórę. Ich męczące pytania zmuszają do refleksji, a wybryki każą zastanowić się nad sposobem wychowania.
Do końca nie jestem jednak przekonana, czy książkę można dać już 7-latkowi do samodzielnego czytania. Jestem prawie pewna, że maluch wciągnie się od razu w zabawne historyjki, jednak może je zrozumieć zbyt dosłownie. Pitu i Kudłata wręcz na tacy podają przepis na świetną rozróbę (współczuję już wszystkim Mikołajom, którzy niedługo zaczną chodzić po mieście…). Ale może to był specjalny trik autora, żeby zmusić nas, rodziców, do poczytania wraz z dzieckiem, do rozmowy na temat książki, do wspólnego pośmiania się, ale i wytłumaczenia niektórych ironii.
Agnieszka Liszyńska