Miałem kiedyś świnkę morską, bardzo fajną, a bohater książki ma oswojonego ptaka. To jest mewa, której kiedyś uratował życie, karmił ją potem poćwiartowanymi rybami i tak ją oswoił, że się z nim zaprzyjaźniła, a nazwał ją Gerrit.
Słyszałem kiedyś o Holandii, ale o wyspie Texel nigdy, a jest ona bardzo ciekawa – stoi na niej prawdziwa latarnia morska. Tam mieszkał Leo, czyli Lionheart, czyli Lwie Serce, który jest narratorem. Ojciec Lea opowiada mu o gwiazdach, mówiąc, że syn ma wypatrywać Wielkiej Niedźwiedzicy, która jest jak duży rondelek, a potem łatwo już znaleźć mały rondelek, czyli Mały Wóz i Gwiazdę Polarną. Jak się wie, gdzie jest Gwiazda Polarna, to nigdy się nie zgubi drogi do domu. Jak będzie ładna noc, to też poszukam na niebie Wozów i Oriona.
Podobały mi się zawody, które organizowały sobie dzieci, ale to było niebezpieczne i nie można tak robić. Mnie rodzice nie pozwalają wchodzić na zamarznięte stawy i jeziorka.
Na końcu książki są fajne rzeczy: stopnie wojskowe - możemy sobie je podzielić w naszej rodzinie. Ja jestem starszym marynarzem, bo jestem najmłodszy, moja siostra jest bosmanem, mama admirałem floty, a tata admirałem, bo jest najważniejszy w całej rodzinie. Oprócz tego są jeszcze flagi różnych państw i skala Beauforta, czyli opowieść o latających domach.
Bartek, lat 7