We wstępie czytamy: „Każda kuchnia może mieć swoją magię. Przygotowywanie posiłków może być… całkiem fajną zabawą”. I to autorom, ilustratorom, pomysłodawcom „Wielkiej Księgi…” udało się.
Zaczynamy od wstępu, a tam ABC gotowania i regulamin kuchni, w którym czytamy, by myć ręce, uważać przy otwieraniu gorącego piekarnika, posprzątaniu po skończonej pracy, etc. Następnie jak na książkę kucharską przystało mnóstwo przepisów posegregowanych tematycznie: Na zimno, Na ciepło, Inspiracje ze świata, Na słodko… Każda potrawa posiada oryginalne zdjęcie potrawy, oraz bardzo czytelny zilustrowany krok po kroku przepis. Z 4 parówek i plastrów żółtego sera oraz ketchupu można wyczarować żółwiki cioci Wioli, a z bananów i gorzkiej czekolady szybko powstanie tango na bananowej skórce. Coś co jest „wisienką na torcie” to kilkanaście opowiadań, które mogą ubarwić przygotowywanie niektórych potraw.
Bardzo ciekawym pomysłem jest rozdział poświęcony urządzaniu przyjęć, w którym zachęcamy dzieci do samodzielnego nakrywania do stołu, wykonywania prostych i efektownych ozdób. Całości dopełnia „przepis” na dobrego gospodarza, czyli co zrobić, by goście dobrze się bawili, i z drugiej strony poradniczek dla gości, czyli jak zachowują się dobrze wychowani. Nasz osobisty sukces rodzinny związany z tą książką jest taki, że najstarsza ośmioletnia córka, tzw. „niejadek” zaczęła próbować potrawy przez siebie prawie samodzielnie wykonane. Gorąco polecam i oblizuję się ze smakiem na myśl o pysznościach, które pojawią się w domu po lekturze Wielkiej Księgi Przepisów.
mama MałGosia