Warszawa

Recenzja książki:

Przygody kota Bibelota

Przygody kota Bibelota

Zofia Sosnkowska
Artur Nowicki
od 5 do 9 lat
PATRONAT

W dyrdy do księgarni!

Królewna ze szczerbatym uśmiechem i piegowatym nosem wydaje się mieć niewiele wspólnego z tradycyjną bajkową pięknością, ale za to może okazać się łudząco podobna do niejednej kilkulatki. Zielony smok, który o mały włos nie został zapalniczką taty Królewny też raczej nie jest podobny do tego z legend i książek – wzrusza, wywołuje uśmiech, a nie straszy i zieje ogniem. Kot, który zna się na literaturze, rozwiązywaniu problemów, ma w małym palcu (a raczej pazurze) savoir-vivre. Strasznie roztrzepany księgarz – Jacek. Król i Królowa, dwórka Hela. To tylko niektóre, dość oryginalne postacie, które uczestniczą w przygodach tytułowego bohatera. O Czarnym Charakterze, na wszelki wypadek, nie wspominając...


A cóż to może zdarzyć się w księgarni - pomyśli ktoś. Leniwe życie między woluminami. Okazuje się, że może, bo przecież tam świat rzeczywisty (jak np. klienci) przeplata się z tym książkowym (bajki, słowniki, poradniki na półkach). Nie omieszkał zauważyć tego (i wykorzystać, oczywiście w zbożnym celu) Bibelot. Bo był bardzo mądrym kotem. Czytał, obserwował, doradzał, tłumaczył znaczenie wielu słów. A na dodatek pił z filiżanki. Czy trochę się czasami przypadkiem nie wymądrzał? Nawet nie tak bardzo - swoje „działania edukacyjne i wychowawcze” przeprowadzał dość przystępnie, przyjaźnie, choć w sposób zdecydowany i nie pozostawiający wątpliwości. Kot uczył swoich znajomych rozwiązywania różnych problemów, nie bał się przeciwstawić nawet Królewnie. Miał bardzo silny kościec moralny. Ot, chociażby zabierał głos na temat szacunku wobec innych, palenia papierosów, radzenia sobie w sytuacji urodzenia się małego braciszka czy też wyrażania bezpośrednio swoich potrzeb. Opisywał jak rozkręca się spirala złości.

 

Świetnie się wczuwał w emocje innych. Ratował Smoka przed konsekwencjami łakomstwa przyprowadzając doktora... z „Chorego kotka” Jachowicza. Tłumaczył też znaczenie różnych „powiedzonek”, chociażby „w dyrdy”, „zrobić kogoś w balona”. Część słów pozostawił jednak do wytłumaczenia rodzicom (na pewno z jakiegoś znanego sobie, ważnego powodu), bo język dziecięcy przeplata się w książce, gdzieniegdzie, z poważniejszym, używanym raczej przez dorosłych, np. hipotetycznie, spekulować, impertynencki, chanson, wyeksponowany, nafaszerowany.


Bardzo udanym dopełnieniem są ilustracje – dowcipne, swojskie, takie trochę zawadiackie. Książeczka może wciągnąć i wielbicielki królewien, i wielbicieli smoków, a także przyjaciół zwierząt (oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem kotów), wraz z rodzicami. Oprócz zabawy mogą się oni trochę nauczyć – zarówno, jeśli chodzi o zawiłości językowe, jak też umiejętności interpersonalne i radzenie sobie w różnych (wcale nie hipotetycznych, choć tu bajkowych) sytuacjach.

 

Prawda, że całkiem wiele w księgarni zdarzyć się może? Warto zapytać, przy okazji pobytu weń, czy mają tam kota...

 

mama Anna

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć