Gdy rodzic czyta, że nowy program edukacyjny – Ucz się z nami - został stworzony przez ekspertów to chciałby wierzyć, że może polegać na nim jak na Zawiszy. I skoro eksperci uznali, że jest dobry – trochę trudno rodzicowi – laikowi się do tego odnieść, a na pewno to podważać. Spróbuję zatem tylko przedstawić swój punkt widzenia jako rodzica.
Przygotowując się, najpierw samodzielnie, do indywidualnej pracy z dzieckiem musiałam wielokrotnie czytać niektóre fragmenty książki i ... dalej nie jestem pewna czy właściwie je zrozumiałam (na przykład komentarz w ramce na 5 stronie książki dotyczący tego, że wyrazy mogą należeć do jednej grupy, która ma wspólne cechy, np. nazwy kolorów. Które wyrazy? O jakie nazwy kolorów chodzi? Do czego to odnieść?)
Założenie książki bardzo do mnie trafia – rozpoznawanie wyrazów przygotuje dziecko do nauki czytania. Z owego założenia jednocześnie wynika, że dziecko, do którego adresowana jest książka, jeszcze czytać nie potrafi, a dopiero próbuje stawiać „pierwsze czytelnicze kroki”. Skąd zatem pomysł poleceń typu: „przeczytaj każde zdanie”? I o ile zdanie „zegar może śpiewać” (które należy ocenić jako prawdziwe lub fałszywe) wydaje się być w miarę prostym, a na pewno krótkim, o tyle mam wątpliwości czy „żółw umie się ukryć w swojej skorupie” nie jest zbyt skomplikowane dla dziecka, które jeszcze nie umie czytać... I od razu przyszło mi do głowy rozwiązanie mojego dylematu: „a może czytać mają rodzice, a dziecko jedynie oceniać prawdziwość zdania?” Jeśli taki był właśnie zamysł autorów – to nie jest to zupełnie jasne.
Mam też wątpliwość dotyczącą znajdowania w wykreślance wyrazów z ramki – czy dla zupełnie początkującego w zakresie czytania dziecka prostą sprawą jest przełożenie wyrazów „pisanych” (takie znajdują się w ramce) na drukowane (spośród takich liter należy je wykreślić)? Dla mojej córki, która poznała już dużo liter i próbuje je składać w wyrazy wcale to nie jest takie oczywiste, że np. „T” to „t”, a „B” to „b”. Zwłaszcza jeśli dziecko, według założeń przedstawionych w książce, ma „opanować umiejętność globalnego zapamiętywania wyrazów jako ciągu następujących po sobie liter” wydaje się zasadne, by takie same znaki były zarówno w ramce, jak i w wykreślance.
Być może to wszystko ma uzasadnienie merytoryczne, piszę tylko o swoich wątpliwościach jako rodzica, który przygotowując się do pracy z dzieckiem chciałby sam zrozumieć jak najwięcej, a których to wyjaśnień trochę mi brakuje...
Niewątpliwą zaletą tej książki jest jej osadzenie w uwielbianych przez dzieci Disneyowskich klimatach – wersja „księżniczkowa” (Kopciuszek, Ariel, Śnieżka) wydaje się trafiać szczególnie do dziewczynek. Może pomysłem byłaby alternatywna wersja dla chłopców?
Bardzo podobają mi się propozycje gier edukacyjnych i dołączone „pomoce naukowe” - w formie zabawy można uczyć się wyrazów oraz utrwalać nabyte umiejętności. Książka ta zawiera sporo tekstu do czytania (przez rodziców) – ma on tematyczny związek z proponowanymi zadaniami.
Nie wiem czy, jak sugerują autorzy, podsumowanie wyników pracy (lista umiejętności z serduszkami - nagrodami oraz dyplom ukończenia nauki) w sposób wystarczający „da dziecku poczucie satysfakcji i sprawi, że w przyszłości stanie się pewnym siebie uczniem”, ale chciałabym, aby faktycznie pomogło mu to w rozpoznawaniu wyrazów i pisaniu ich po śladzie – kluczowych umiejętnościach sugerowanych jako możliwe do osiągnięcia po przeanalizowaniu książeczki.
mama Anna