Razem z mężem nie oglądamy telewizji, lub robimy to bardzo okazjonalnie np. 2 razy w roku. Mamy swoje pasje i utarte zwyczaje spędzania wolnego czasu, brak w nim miejsca na telewizję. Telewizora nie kupiliśmy, nie mieliśmy go tez bardzo długo,dostaliśmy w prezencie. Telewizor dla dziecka jest bardzo atrakcyjnym medium, szczególnie, kiedy jego rówieśnicy nieustannie dyskutują o bohaterach i programach, które ostatnio obejrzeli.
Mimo że staramy się zapewnić naszej córeczce ciekawe zajęcia w jej wolnym czasie, oglądanie telewizji przyciąga siłą wspólnych zainteresować z innymi dziećmi. Książka „Basia i telewizor” stała się świetnym argumentem w dyskusji na ten temat na płaszczyźnie rodzic-dziecko. Opowiada identyczną historię. Chora, nudząca się dziewczynka o imieniu Basia, która wspominając opowieści przyjaciół o przygodach bohaterów filmów, które oglądają, najchętniej cały czas tkwiłaby przed ekranem. Jej mama, choć stara się dać córeczce pomysły na miłe spędzenie czasu, dostrzega, że w chwili jej nieuwagi spowodowanej pracą, Basia sama po cichutku włącza sobie telewizor. Jak poradzić sobie w takiej sytuacji, której boi się każdy rodzic?
Ta książka jest świetną formą dydaktyzmu pośredniego. Pada w niej m.in. mądre zdanie kierowane przez mamę do Basi, które bardzo mi się spodobało i które jest kwintesencją problemu:” Nie ma nic złego w oglądaniu. Lepiej tylko zwracać uwagę na to, co się ogląda i czy przypadkiem telewizor nie zaczyna zastępować wszystkiego innego: rysowania, rozmowy, zabawy, czytania...” Wspólne czytanie tej książeczki jest świetną okazją do podyskutowania na ten trudny temat.
mama Dorota