Warszawa

Recenzja książki:

Jaśki

Jaśki

Jean-Philippe Arrou-Vignod
PATRONAT

Jaśki, Jaśki, Jaśki...

„Bartusiu, co dziś czytamy na dobranoc?” – pytam wieczorem. „Jaśków”. Kolejny wieczór: „Co czytamy?”. „Jaśków”. Następnego wieczoru dla odmiany odpowiedź brzmi: „Jaśki”. Dalej … chyba wiadomo.


Odkąd „Jaśki” są u nas, czytaliśmy tylko tę książkę – dopóki nie skończyliśmy (a właściwie nawet dłużej, bo z powtórkami niektórych fragmentów), a normalnie synek lubi zmieniać lektury (w czytaniu równocześnie są średnio trzy). No, to o co chodzi?


Pierwszym magnesem było to, że jest pięciu Janów (począwszy od Jana-A skończywszy na Janie-E) - z komentarzem synka: Ale jakby było pięć Helenek to na pewno miałyby gorzej. A szkoda, że u nas nie ma Bartusia-A, Bartusia-B, Bartusia-C, bo jakbyś nas wołała to wszyscy by naraz przychodzili i byłoby śmiesznie. Okładka książki oglądana i czytana była chyba z milion razy, bo jest na niej rysunek z opisem sześciu chłopców: „A czemu sześciu, jak jest ich pięciu?”. No właśnie, czemu?


Bowiem książka składa się z kilku części, a każda z nich poświęcona jest nowym etapom życia Jaśków i opisuje mnóstwo przygód chłopców. Jaśki to fantastyczni chłopcy niezmiernie do siebie podobni wyglądem, o różnych zainteresowaniach i przydomkach, za to z głowami pełnymi pomysłów, przeżywający mnóstwo szalonych, nieprzewidywalnych przygód i pakujący się w nie lada tarapaty, przy czym do odpowiedzialności najczęściej pociągani są najstarsi. Wyprawa w góry z rodzicami, obóz harcerski, pierwsze śledztwo detektywów Jana-A i Jana-B, wakacje i wiele innych różnorakich niezwykłych wydarzeń. Wśród nich też narodziny siostry, która okazała się jednak następnym bratem – mimo, że Tata, bardzo dobry lekarz autorytatywnie stwierdził, że będzie dziewczynka i nawet jako świetny majsterkowicz pokój dla dziecka pomalował na różowo.


Książkę czyta się naprawdę świetnie, lekko i przyjemnie, jest pełna przezabawnych historii. Choć porównywana jest humorem do słynnego Mikołajka, moim zdaniem to jest jednak zupełnie odmienna, ciekawa historia widziana innymi oczyma, bardziej dla mnie skłaniająca do refleksji. Bardzo przypadł mi do gustu czas akcji - lata 60-te, brak telewizora, czas kiedy nikt nawet nie myślał o komputerach czy internecie – pewnie dzięki temu chłopcy mieli pełno pomysłów, bo coś z czasem trzeba robić. Polecam tę lekturę, a jedyne zastrzeżenie mam do języka, ale to chyba już ma związek z tłumaczeniem, bowiem czytając ją mojemu synowi musiałam używałam zamienników bądź w ogóle opuszczałam słowa „kretyn”, „debil”, których nieco za dużo. A wystarczyłoby napisać np. pajac i zupełnie inaczej by to brzmiało. Miłej lektury!
 

 

mama Monika

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć