Kontynuacja bestsellerowych „Wyczynów Bartka Koniczyny”! Tym razem Bartek razem z grupą przyjaciół tworzą bandę z Zaniemyśla. Mają głowy pełne zwariowanych pomysłów, więc nie nudzą się ani przez chwilę. Co tym razem wymyślą? Jakimi psotami zadziwią dorosłych? Bo że zadziwią, to pewne…
1. NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO
Cześć Dzieciaki! Pamiętacie mnie? To ja, Bartek Koniczyna! Przeprowadziłem się do Zaniemyśla, bo mama i tata byli ciągle zapracowani. Zamieszkałem z babcią Jadwisią i dziadkiem Luckiem. I było mi u nich naprawdę fajnie, bo ja mam najwspanialszych dziadków na świecie. Dziadek Lucek jest wesoły i ma naprawdę szalone pomysły. Zupełnie jak wtedy, gdy zabrał mnie ze sobą na targ sprzedawać pomidory. A kiedy nikt nie chciał ich kupować, bo były za małe, dziadek wcisnął na głowę beret, zdjął marynarkę, wyłożył szelki na koszulę i zaczął mówić jakoś tak dziwnie, z francuskim akcentem. I tym sposobem szybko przekonał ludzi, że te nasze niewydarzone pomidory są z Francji, a dokładniej mówiąc z Prowansji. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego zainteresowania pomidorami. Już po godzinie mieliśmy pusty stragan i pełny portfel pieniędzy. A dziadek kupił mi największą watę cukrową, jaką w życiu jadłem.
Babcia Jadwisia też jest wspaniała. Jej placki ziemniaczane nie mają sobie równych. A jej szarlotka… palce lizać. Szkoda tylko, że babcia jest taka chorowita i musi jej pomagać pani Raczek, nasza gospodyni. Na pierwszy rzut oka to osoba po prostu straszna, bo jest ponura i gadatliwa. Ale gdy pozna się ją bliżej, można się przekonać, że nie jest wcale taka zła.
Przeprowadzka do dziadków zmusiła mnie też do zmiany szkoły. Poznałem tam fajnych kolegów. No i zarozumiałą dziewczynę – Madzię. I choć na początku nie było łatwo, to w końcu zostaliśmy najlepszymi kumplami. Do dziś się przyjaźnimy i świetnie się bawimy, bo przecież tyle ciekawych rzeczy można robić wspólnie. Pamiętacie polowanie na żaby albo podglądanie ducha, który chrobocze w szafie?
Czasem tylko bardzo tęskniłem za rodzicami. Marzyłem, by tak wiele nie pracowali i żebyśmy wreszcie mogli być razem. Na szczęście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mówi babcia Jadwisia. I w końcu moje marzenia się spełniły, a ja zrozumiałem, że mama, tata i ja już zawsze będziemy razem. W naszym nowym domu, w Zaniemyślu, na ulicy Poziomkowej, pod numerem piętnastym. Ale zanim się wyprowadziliśmy od dziadków i zamieszkaliśmy w naszym nowym domu, wiele się jeszcze wydarzyło. A co takiego? Przekonajcie się sami.
2. NOWY DOM
No to mieliśmy nowy dom. Ale co to był za dom, to już inna historia! Jak tata nas tam zabrał, żeby go nam pokazać, to dziadek z wrażenia stracił głos, a babcia Jadwisia prawie zemdlała! Nawet pani Raczek, gospodyni babci, której buzia nigdy się nie zamyka, nagle zamilkła i nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego słowa. Zupełnie jakby zobaczyła ducha. Przyznam, że na początku mnie także zatkało, bo takiego domu to jak żyję, nie widziałem! Jakby to powiedzieć, a nie skłamać (bo pamiętacie… kłamanie nie jest fajne!) nasz nowy dom był wielką, niesamowitą… ruderą! Serio! Okna były odrapane, drzwi skrzypiące, stare i bez klamek. A w dachu była wielka czarna dziura! Wnętrze domu też nie wyglądało najlepiej. Rury przeciekały, myszy biegały po podłodze, a wszystko było zakurzone i szare. Sprzęty, które się w nim znajdowały, były przykryte prześcieradłami. Wyglądały jak śpiące duchy! Naprawdę! A mnie od razu przypomniała się historia z duchem na strychu u Madzi i aż ciarki przebiegły mi po plecach!
Na szczęście była jedna rzecz, która podobała się wszystkim. Dom był duży. I to było fajne! Na dole znajdował się duży pokój, jadalnia i kuchnia z wyjściem na ogród. Ale najlepsze było na górze, bo tam miał być mój pokój, sypialnia rodziców, łazienka i… taki mały kantorek, coś jakby składzik na różne graty. Oczywiście mój pokój bardzo mi się spodobał. Byłem pewien, że będzie mi się w nim wspaniale mieszkało. Ale najfajniejszy był ten kantorek na graty, bo były tam kręcone schody prowadzące na strych, a stamtąd na dach.
A ja od razu wyobraziłem sobie, że kiedy narozrabiam, będę miał gdzie się schować przed rodzicami.
– Genialnie! – pomyślałem. – Ubłagam tatę, żeby pozwolił mi zrobić tam bazę. Już widzę minę chłopaków i zarozumiałej Madzi, jak ją zobaczą! Na pewno będą mi zazdrościć!
I gdy tak sobie bujałem w obłokach, usłyszałem głos mamy:
– Ależ tato, Janek na pewno sobie z tym wszystkim poradzi.
Niestety, ani babcia, ani dziadek nie widzieli tej starej rudery oczami mamy i taty. A już na pewno nie moimi oczami. I choć tata biegał wokół nich i pokazywał, co i gdzie będzie się mieścić, oni i tak patrzyli na tatę z niedowierzaniem. Zupełnie jakby myśleli, że oszalał!
Ja tymczasem nie mogłem zrozumieć, czym się martwią. Przecież nawet jeśli tata sobie sam nie poradzi, to ma jeszcze mnie. Razem na pewno damy sobie z tym bałaganem radę. Bo w końcu jak mówi dziadek: „Co dwie głowy to nie jedna!”.
A zresztą, jakby co, to poproszę o pomoc chłopaków z mojej paczki. A jak trzeba będzie to i zarozumiałą Madzię. Bo choć jest dziewczyn ą i strasznie się wymądrza, to też należy do naszej paczki i jest bardzo mądra. Ale o tym sza! Lepiej, żeby Madzia tego nie usłyszała, bo wtedy to będzie zadzierała nosa jeszcze bardziej.