Rozmowa z Anetą Todorczuk – Perchuć - mamą Zosi i Stasia, aktorką filmową, teatralną , telewizyjną oraz blogerką i Niką Jaworowską - Duchlińską – mamą Weroniki, Zosi i Mikołaja, ilustratorem, scenografem. Autorki „Potworaków usypiaków” oprowadzają czytelników po Podłóżkolandii.
Kim jest Muki?
Aneta: Muki jest przyjacielem moje córki Zosi, jej wyobraźnią, ale chcę, żeby był również oparciem dla każdego dziecka. Sama w dzieciństwie miałam takiego towarzysza - Michała, który mieszkał w ciemnościach. Był bardzo tajemniczy i trochę się go bałam, ale mimo wszystko prowadziłam z nim wspólne życie, więc mogę powiedzieć, że Muki jest również postacią z tamtych lat, która naprawdę istniała, choć pewnie nikt mi nie uwierzy (uśmiech). Nie przywróciłam go natomiast do życia sama lecz przy dużym udziale Zośki, co było dla mnie nieprawdopodobnym, bardzo cennym, dla naszej relacji, przeżyciem. Dużo o nim rozmawiałyśmy, czytałam jej fragmenty książki, bo byłam ciekawa jak ona to widzi, pytałam więc jak powinien wyglądać Muki, a ona go po prostu narysowała i tak się zaczęło. Myślę, że Zośka podświadomie utożsamia się z Jadzią, dlatego przyjaźń z Mukim traktuje bardzo osobiście.
Nika: Dobry znajomy moich dobrych znajomych jest moim dobrym znajomym (uśmiech). Poznałam Mukiego już w pełni ukształtowanego, obcując z nim przez dłuższy czas, nabrałam jednak przekonania, że tęsknię za własnym Mukim, którego odbieram jako osobę dorosłą. Pamiętam, że długo dyskutowaliśmy z Marcinem (Marcin Perchuć – mąż Anety) czy przyjaciel Jadzi powinien być doskonały, miałam co do tego wątpliwości. Ostatecznie został dość nietknięty, ale wyrazem niedoskonałości, z którego bardzo się cieszę, jest jego uzębienie, które uwydatniłam chyba jeszcze bardziej niż Zosia w swoich rysunkach (śmiech). A tak już zupełnie poważnie, to Aneta i Zosia stworzyły bohatera z krwi i kości, faktyczną osobę, stojącą gdzieś obok, opiekuna, przewodnika, którego każdy chciałby mieć przy sobie, ja również.
Idealną wersję rodzica?
Nika: Może w jakichś wcieleniach tak, ale nie życzyłabym żadnemu dziecku takiego rodzica - przewodnika. Dla mnie Muki jest furtką, wręcz zabezpieczeniem przed rodzicem, który, według mnie, w ogóle nie powinien mieć wstępu do Podłóżkolandii, choć nie wiem jak to się przekłada na wspólne czytanie (śmiech). Na pewno jest istotą posiadającą ogromną mądrość życiową.
Czym jest Podłóżkolandia?
Aneta: Krainą wyobraźni, rozmyślania, nabywania mądrości, miejscem, gdzie wiele rzeczy się wyjaśnia na podstawie mniej lub bardziej abstrakcyjnych wydarzeń. Przestrzenią, z której bohater – człowiek – dziecko wychodzi bogatsze, choć zupełnie nie chodzi tutaj o moralizowanie. Jadzia rozwiązuje przecież swoje problemy sama, bo każdy z nas musi popełniać błędy, żeby potem się na nich uczyć.
Mój ulubiony potworak to…
Aneta: Fiszka Marzycielek, bo dostarcza mi za każdym razem całej palety wzruszeń i Matjas, ponieważ ma odwagę bycia innym. Zresztą właśnie o tym tak naprawdę jest ta książka, o braku akceptacji, wiemy, że dzieci potrafią być okrutne, zwłaszcza dla rówieśników, którzy mają większą wrażliwość niż oni. Ale są też takie potworaki, do których nie żywiłam szczególnej sympatii dopóki nie zobaczyłam ilustracji Niki. Jej Sobek Trupko jest absolutnie do zjedzenia, nabrał ciała i wyrazu.
Nika: Ilustracyjnie mam sentyment do Koby w scenie łóżkowej (śmiech), natomiast jeśli chodzi o postać to lubię Marczastego, bo od razu go „poczułam”, praktycznie narysował się sam. Gdybym natomiast miała połączyć wrażenia literackie z graficznymi, to byłby to zdecydowanie Matjas. Mam też swoją ulubioną ilustrację – końcową, która znalazła się na okładce książki, może dlatego, że bohaterowie, narysowani przez Zosię, są odwróceni tyłem, a więc jest taka najbardziej moja.
Brakowało ci swobody?
Nika: Od początku wiedziałam, że będziemy używać oryginalnych rysunków Zosi w książce, bo to ona jest autorką pierwowzorów postaci. Moje ilustracje miały współistnieć z jej szkicami, więc nie chciałam by był między nimi jakiś zgrzyt, co z jednej strony było łatwiejsze, a z drugiej wiele rzeczy z góry definiowało. Miałam pełną świadomość, że to dla Zosi bardzo ważne, bo czuje się współtwórcą nie tylko książki, ale i całego przedstawionego w niej świata, ale nie jest łatwo odnaleźć siebie w czymś, co zostało już wymyślone. Wszystkie postacie są bardzo złożone i zapętlone w swoich małych fizycznie wnętrzach, uważam więc, że do pełnego odbioru moich ilustracji konieczne jest poznanie tekstu i rysunków Zosi.
Który moment, w procesie powstawania książki, był dla was kluczowy?
Nika: Cierpię na „zespół białej kartki”, który towarzyszy mi po przeczytaniu tekstu. To taki pierwszy moment, kiedy próbuję wejść w świat bohaterów, tak było i tym razem, choć po raz pierwszy miałam zadaną formę pośrednią - rysunki Zosi, więc dodatkowo musiałam jeszcze przedrzeć się przez nakreślone przez nią osobowości. Pierwszy ruch pędzlem zrobiłam jak zwykle z dużą ciekawością i było to bardzo miłe uczucie.
Aneta: Dla mnie był to moment, w którym zrozumiałam, że potrafię napisać książkę, że nie muszę do końca życia być tylko aktorką i uzależniać wszystko od tego czy producent mnie zaakceptuje, czy dostanę rolę albo czy będę mogła chociaż wziąć udział w castingu. Dotarło do mnie, że człowiek może robić mnóstwo rzeczy i stałam się przez to o wiele bogatsza, co miało ogromne znaczenie dla mnie, ale i dla samej książki. Nagle wszystkie rozdziały znalazły swoje miejsca, a poszczególne klocki ułożyły się w jedną opowieść, to się chyba nazywa weną (śmiech). Zorientowałam się, że „Potworaki” naprawdę mają szansę nie być banalne i to było dla mnie dużym odkryciem, bo nie chciałam być tylko kolejną aktorką, która napisała książkę.
Czego życzyłybyście czytelnikom „Potworaków usypiaków”?
Aneta: Życzyłabym sobie, żeby czytelnicy życzyli sobie drugiej części (śmiech). A tak na poważnie, to nie wypada mi odpowiadać na to pytanie, ale chciałabym, aby rodzice spędzali czas z dziećmi, a jeśli przy okazji zrodzi się jakiś temat do rozmowy, to będę bardzo szczęśliwa.
Nika: Idąc tym torem rozumowania mogę jedynie powiedzieć, że żałuję, iż moje dzieci są już poza etapem wspólnego czytania, ale ta książka na pewno znalazłaby się na naszej półce, bo jest potrzebna. Można ją wspaniale animować w kontakcie z dzieckiem, a rozmowę bardzo łatwo przeprowadzić, gdy jej kierunek jest dobrze wyznaczony. W tym przypadku pewnie wynika to z konstrukcji tekstu, odwołującego się do wspólnej podróży. Życzę więc czytelnikom bardzo dobrej podróży po Podłóżkolandii w doborowym towarzystwie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała i spacerowała po Podłóżkolandii: Karolina Grabarczyk
Aneta Todorczuk - Perchuć (fot. Sebastian Skalski)
Nika Jaworowska - Duchlińska (fot. archiwum własne)
Aneta Todorczuk - Perchuć i Zosia Perchuć (fot. Nika Jaworowska - Duchlińska)