Sezon rowerowy nabiera rumieńców. Najwyższa pora odkurzyć jednoślady i ruszyć w drogę. Oczywiście z dziećmi! Wspólnie z Stowarzyszeniem Kraków Miastem Rowerów zapraszamy na cykl artykułów poświęconych rodzinnemu pedałowaniu (nie tylko) po Krakowie.
Cykl inaugurujemy tematem przewozów na rowerze. Drugą część (na temat samodzielnej jazdy na rowerze) można przeczytać TUTAJ. Mamy rower, mamy dziecko. Jeszcze zbyt małe, aby pozwolić mu na samodzielną jazdę. Od czego zacząć? O czym należy pamiętać, aby było i bezpiecznie i przyjemne? Podpowiada Marcin Dumnicki rzecznik prasowy Stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów, a przede wszystkim ojciec trojga dzieci, które już dawno temu cztery koła zamienił na dwa.
Kiedy zacząć? Jeżeli twoje dziecko już samodzielne siedzi, to choćby i dziś! W praktyce oznacza to, że taki rowerowy debiut może wyprzedzić zdmuchnięcie pierwszej świeczki na urodzinowym torcie! Trzeba się oczywiście do tego odpowiednio przygotować, bo nie chodzi o to, aby maleństwo przewozić na ramie, albo bagażniku. Bezpieczeństwo to priorytet. Co zatem mamy do wyboru?
Rozwiązanie najprostsze i najtańsze to fotelik. Oczywiście, jeśli rodzicowi wystarczy odwagi. Jazda z fotelikiem (i żywą zawartością w foteliku) jest nieco inna. Zmienia się środek ciężkości roweru, zmienia się sterowność i dynamika ruchu. Inaczej też się roweru zachowuje na postoju. Trzeba pamiętać, że dziecko plus fotelik to dodatkowe naście kilogramów, które mogą przeważyć stabilny dotąd rower. Najważniejsza rada – jeździmy spokojnie i bardziej uważnie. I nie zapomnijmy o kasku dla naszej pociechy, przynajmniej podczas pierwszych wypraw.
Maruderom przypominamy, że niesprzyjające warunki atmosferyczne nie są wymówką. W sklepach dostępne są peleryny - kokony, które nakłada się i na dziecko i fotelik naraz. Dostępne są również foteliki odchylane. Małym śpiochom w takim siedzisku będzie znacznie wygodniej. Jest jeszcze opcja fotelików przednich. Plus – mamy dziecko na oku. Minus – to rozwiązanie dla rodziców słusznego wzrostu, którym dziecko nie będzie zasłaniać widoczności.
Z kolei przyczepa jest opcją dyskusyjną. Ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jest to rozwiązanie przede wszystkim turystyczne, ale też nie najgorzej spisuje się w mieście. W połączeniu z fotelikiem pozwoli nam przewieźć nawet trójkę dzieci na jednym rowerze (i przy okazji wspaniale rozwinąć sobie mięśnie ud)!
Technika jazdy z przyczepą znów jest nieco inna. Rower od razu staje się mniej zwrotny, a przyczepki lubią ścinać zakręty. Omijanie aut w korku staje się mocno kłopotliwe. Zapomnij więc o ostrych manewrach, przywitaj się z płynnymi ruchami. Ale wbrew pozorom jest to opcja bezpieczniejsza niż fotelik. Zwłaszcza w niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Na śliskiej nawierzchni rower może się wywrócić (wraz z dzieckiem w foteliku), ale przyczepa pozostanie niewzruszona (czy może raczej nieporuszona).
Plusy? Niewielka waga i poręczność. Nieużywaną przyczepę można złożyć i schować. Minusy? Na pewno brak kontaktu z dzieckiem, które siedzi w zamknięciu za nami. Nie można też zapomnieć o tym, że dziecko w przyczepie jest na wysokości rur wydechowych aut. To właśnie dlatego jest to opcja bardziej turystyczna niż na co dzień.
I wreszcie rozwiązanie niemal idealne (do miasta na pewno): rower do przewozu dzieci. To taka extra klasa wśród jednośladów, choć jednośladem sensu stricte nie jest. Opcja najwygodniejsza, najbezpieczniejsza i najdroższa (ceny zaczynają się od około 5 tysięcy złotych). Dzieci są przewożone w specjalne pace na przodzie. Paka ma dwa koła i ławeczkę wewnątrz, choć istnieją również wersje z jednym kołem z przodu.
Ten typ rowerów jest niezwykle popularny w Danii i Holandii. Po samej Kopenhadze jeździ ich kilkadziesiąt tysięcy! Powszechnie używają ich również duńscy kurierzy, którzy wspomagając się zasilaniem elektrycznym mogą jednorazowo przewieźć nawet 300 kilogramów ładunku!
Minusem, prócz ceny rzecz jasna, są gabaryty roweru. Jest to sprzęt na tyle duży (i ciężki), że jeżeli w ogóle przejdzie przez standardowe drzwi (mocno wątpliwe), nie zmieści się ani w wózkowi, ani tym bardziej na balkonie. Nie mniej jednak wygoda jest nieporównywalna z niczym innym, a możliwość ucięcia sobie pogawędki z własnym dzieckiem w czasie takiej przejażdżki – bezcenna.
W kolejnej odsłonie cyklu podpowiemy jak z roweru rodzica przesadzić dziecko na jego własny jednoślad.
Zofia Jurczak
Dziękuję Marcinowi Dumnickiemu ze Stowarzyszenia Kraków Miastem Rowerów za pomoc w przygotowaniu tekstu.