Warszawa

Nasze rodzinne greckie wakacje

Grecja należy do kierunków, który nieprzerwanie od wielu lat cieszy się ogromnym powodzeniem. Pocztówki z białymi kopułami kościołów, niską ukwieconą zabudową i pięknymi plażami kusiły i kuszą na tyle skutecznie, że na przestrzeni kilku lat udało się nam zwiedzić nie jedną, a kilka wysp! Pomimo corocznej rodzinnej wielodniowej debaty „gdzie teraz?”, gdy tylko wracamy wspomnieniami do naszych wypraw, rozczulamy się, a zdjęcia wyciskają łzy wzruszenia. Jak mogliśmy w ogóle myśleć o innym kierunku?!

 

 

 

Zmieniamy więc hotele (ostatecznie wyspy), ale Grecji na razie nie zamienimy na nic. Stała się dla nas synonimem wakacji.

 

Jak to wszystko się zaczęło


Przygodę z Grecją rozpoczęliśmy od Krety, wybierając na bazę jej serce – Hersonissos, podobno najbardziej rozrywkowe miejsce po wschodniej części wyspy. Argument był jeden, kluczowy: podróżując z dwójką maluchów, woleliśmy być w centrum. Wiadomo, łatwiej o sklep z jakimś absolutnie niezbędnym drobiazgiem czy aptekę. Niezliczone bary i dyskoteki są na razie nie dla nas, choć nie zaprzeczam, miło było wieczorami słuchać muzyki z hotelowego balkonu, podrygując, a czasem i męża porywając w tany. Nasza własna rodzinna impreza na balkonie rozkręcała się, gdy dzieci w końcu dały za wygraną i zmęczone całodzienną porcją wrażeń, zasnęły.

 

Wieczory pachniały oliwą i kwiatami. Słodko i bezpiecznie.


Nasze wieczorne postanowienia o wczesnej pobudce, by jak najwięcej zobaczyć i jak najlepiej rozplanować czas, dzień po dniu kończyły się fiaskiem, bo jak tu biec, gdy wszystko wokół jest tak cudownie leniwe? O ile przyjemniej jest posiedzieć chwilę dłużej w hotelowej restauracji i delektować się nie tylko zapachem doskonałej kawy, ale przede wszystkim tym, że oto ktoś za mnie (i dla mnie!) przygotował śniadanie. Mało tego: znakomite śniadanie, złożone z fantastycznych dojrzewających w słońcu pomidorów, oliwek, sera i owoców.


Trzeba powiedzieć, że dzieci było równie trudno wyciągnąć z hotelu jak mnie. Świetny animator w klubie, baseny, zjeżdżalnie, plac zabaw, brodzik, klaun-prysznic, 3 mini kluby, mini disco, a do tego: przekąski, hamburgery, hot dogi, frytki, lody. Co więcej maluchom niezbędne jest do szczęścia? Dopiero informacja, że jedziemy do parku wodnego Star Beach Water Park z kilkoma basenami, zjeżdżalniami, bungee, położonego nieopodal, bo na przedmieściach Hersonissos, nieco zmieniła sytuację.

 

 


Naszym założeniem było wykorzystać centralne położenie miasteczka i wypożyczonym samochodem robić sobie krótkie wycieczki. Dowiedzieliśmy się, że do prawie każdego atrakcyjnego miejsca na Krecie można z Hersonisos dotrzeć w jeden dzień!


Nie było łatwo się zmobilizować, bo hotel smartline Village Resort & Waterpark karmił nas znakomicie, podsuwając pod nos jedzenie w formie 3 posiłków. Po południu przekąski zimne i ciepłe, lody, kawa i ciastka. Kuchnia międzynarodowa, grecka, śródziemnomorska. Dodatkowo kolacja w restauracji włoskiej a'la carte, do obiadu i kolacji lokalne napoje bezalkoholowe, piwo, znakomite greckie wina... Aż grzech było gdziekolwiek się ruszać! Do plaży też nie było daleko (ok. 800 m), a i tak mieliśmy możliwość korzystania z bezpłatnego hotelowego busa, jeżdżącego kilka razy dziennie.


No trudno, jak wakacje to wakacje, nie zwiedziliśmy dużo, ale wróciliśmy wypoczęci i szczęśliwi, z mnóstwem śmiesznych zdjęć naszych szczęśliwych dzieci i mądrzejsi o przekonanie, że wakacje to czas beztroski.

 


Rok później wróciliśmy mądrzejsi i, z uśmiechami już od lotniska, powtarzaliśmy sobie „zobaczymy”. Przyjechaliśmy bez sterty przewodników i obiektywów, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. Dzięki Neckermann Podróże wynajęliśmy rodzinny pokój w Stella Village, hotelu o nieco bardziej kameralnym charakterze, ale w sumie niczym nie ustępującym poprzedniemu. Pokoje duże, czyste, zadbane, z balkonami i widokiem jak z bajki. Infrastruktura świetna i to, co najważniejsze: plaża piaszczysta, hotelowa, ok. 20 m od hotelu! Leżaki i parasole bezpłatnie! Większa, piaszczysta plaża publiczna ok. 170 m od hotelu. Byliśmy szczęśliwi.

 


Od centrum Analipsis dzieliło nas ok. 700 m., od Hersonissos ok. 5 km. Znakomita sytuacja. Po kilku dniach poczuliśmy, że wystarczy leniuchowania, że teraz jesteśmy gotowi na podbój, odkrycia i zachwyty. Zwiedziliśmy średniowieczną fortecę wenecką mieszczącą się w porcie, muzeum archeologiczne i muzeum ikon. Na dzieciach jednak większe wrażenie zrobiły mury miejskie i Fontanna Morosini. Składa się ona z ośmiu zbiorników w kształcie 3/4 koła oraz 4 kamiennych lwów. Ściany ozdobione są motywami z mitologii greckiej i baśni ludowych. Warto się przygotować, bo fajnie jest usiąść w cieniu i snuć opowieści z tej odległej krainy i obserwować jak maluchom rozszerzają się źrenice ze zdziwienia.

 

Znowu byliśmy razem. Znowu byliśmy dla siebie…


I znowu po roku stanęliśmy przed decyzją: „Gdzie teraz?”. Przypomnieliśmy sobie Kretę i zatęskniliśmy, ale niekoniecznie za samym miejscem, a za atmosferą. Tym razem postanowiliśmy jednak sprawdzić, jak jest na Korfu.


Do tej niewielkiej wyspy przekonały nas fotografie, na których wzgórza toną w zieleni i zieleń ta właściwie kończy się w morzu, opadając niesamowitą kaskadą. To najbardziej zielona i górzysta wyspa Grecji, położona u wybrzeża Morza Jońskiego, między Półwyspem Bałkańskim i Apenińskim. Po Korfu nic nie będzie jak dawniej, bo ta wyspa, pomimo że zarówno pod względem przyrodniczym, jak i architektonicznym bardziej przypomina Włochy niż typowo grecki widok (Winnice, gaje oliwne i ogrody cytrusowe), to jakby esencja Grecji - jej zapachów, smaków, gościnności. To tam dowiedzieliśmy się, że Grecy mają jedno słowo na określenie obcego i gościa, bo obcy stawał się automatycznie gościem. Tak właśnie czuliśmy się w naszym hotelu Corfu Maris Bellos. Kameralnym, bo mającym zaledwie 60 pokoi, położonym w miejscowości Tsaki Benitses, bezpośrednio przy plaży, ok. 9 km od centrum Korfu. Tuż obok znajdował się market, a także przystanek, co zupełnie odwiodło nas od wynajmowania samochodu i ograniczyło nasze wakacyjne wydatki. Grecy z wyspy Korfu zaskakiwali codziennie: wręczając polne kwiaty, oferując podwózkę, częstując baklawą. Często przesiadywaliśmy w okolicznym miasteczku obserwując rozmawiających mężczyzn lub siedzące w progach domostw staruszki.

 


Od czasu do czasu zza domu, w krętej uliczce, pojawiał się ktoś jadący na osiołku. Niezwykłe. Osiołki w ogóle zdobyły serca naszych dzieci, więc gdy któregoś dnia spotkaliśmy dwa z nich w gaju oliwnym, głaskaniu nie było końca.


Z atrakcji nie bardzo odległych polecamy: Achilleion, Teatr Ethniko Kerkyras i Palaiopolis Museum Mon Repos. Każda z nich to najwyżej 2,5 km od hotelu, nie musicie się obawiać, że taka wycieczka zakłóci wasz wakacyjny luz.


Jedynym minusem był brak piasku, bo plaże Korfu są żwirowo-kamieniste, niemniej jednak... tak piękne, że czasami trudno uwierzyć w ich realność.


Z Korfu, poza ogromną ilością kamyków nazbieranych przez dzieci, przywieźliśmy niesamowitą oliwę, kupioną w klasztorze Theotokos. Jeśli będziecie mieli okazję być w pobliżu, koniecznie zajrzyjcie. Będzie wam przypominała o wakacjach jeszcze długo po powrocie do domu. Przywieźliśmy też adres hotelu, który mijaliśmy już prawie w drodze powrotnej, w miejscowości Agios Spirydon, ok 7 km od Kassiopi, nieco dalej do samego Korfu, ok 36 km. Miejsce niezwykłe, niby spokojnie a tawerny i sklepy w okolicy, plaża piaszczysta tuz obok a 3 niewielkie zatoczki kuszą do romantycznych spacerów. Mareblue Beach Resort – to tam pojedziemy w przyszłym roku.

 


Na koniec radzimy, pozwólcie się na wakacjach rozpieszczać, zamiast biegać z zegarkiem w ręku i imponująco napiętym grafikiem. Choć raz spróbujcie, nawet, jeśli na co dzień jesteście świetnie zorganizowani i głodni wiedzy. Warto dać głowie odpocząć. Warto skupić się tylko na sobie nawzajem, nie martwiąc się o nic więcej.

 

Najciekawsze propozycje od Neckermann Podróże znajdziecie tutaj.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć