Bo spam to nie tylko maile z przeceną viagry i przepisem jak zarobić milion w jeden dzień. To również puszczanie w eter zbyt wielu informacji naraz lub – odwrotnie – powielanie wciąż tego samego komunikatu. To zasypywanie znajomych mailami. To duże załączniki zapychające skrzynki pocztowe, niechciane zaproszenia do grup, aplikacji i serwisów. I wreszcie łańcuszki internetowe.
Powielanie ich jeszcze nikomu szczęścia nie dało. Serio. Lajki nie mają mocy uzdrawiania chorych, a żadna firma nie przekaże złamanego grosza na zbożny cel, tylko dlatego że udostępnisz jakąś głupotę. A Facebook i tak zrobi z twoimi zdjęciami, co mu się żywnie podoba, bez znaczenia czy powołasz się na konwencję berneńską czy coś innego. Niby wszyscy o tym wiemy, a jednak newsfeedy toną w zalewie rzekomo zmieniających świat informacji-śmieci.
Chcesz zrobić coś pożytecznego? Wpłać parę złotych na organizację dobroczynną.
Nim cokolwiek zamieścisz na profilu, zapytaj swojego wewnętrznego cenzora, czy powiedziałabyś to na głos lub pokazałabyś się w takiej formie w towarzystwie? Jeżeli nie, to nie publikuj. Chwilowy poklask nie jest wart wstydu post factum.
źródło zdjęcia: facebook.com/Fejsbukowy-Ekshibicjonizm-585215894849941
Aby lepiej zilustrować działalność wewnętrznego cenzora posłużmy się przykładem rodem z oddziału położniczego. Zaprosiłabyś na porodówkę ciocię Kazię z Białegostoku, koleżankę z podstawówki i swojego byłego? Chyba niekoniecznie. A jednak robisz to, publikując zdjęcia siebie albo noworodka tuż po tym jak (ekhm) opuścił kanał rodny. To już nie jest dzielenie się szczęściem, to ekshibicjonizm!
Skoro ekshibicjonizm został wywołany do tablicy, to zatrzymajmy się przy nim na chwilę. Bo ciocia Kazia i koleżanka z podstawówki to oczywiście jedno, ale uzewnętrznianie się przed całym światem to drugie. A robisz to za każdym razem, gdy publikujesz swoje przemyślenia i fotki jako posty publiczne. Choć w czasach, gdy nawet przedszkolak wie jak zrobić zrzut ekranu, nie czułabym się bezpieczna również publikując wpisy tylko do wiadomości znajomych.
źródło zdjęcia: facebook.com/Fejsbukowy-Ekshibicjonizm-585215894849941
W postach publicznych nie ma nic zdrożnego, o ile oczywiście masz coś ciekawego lub wartościowego do zakomunikowania. W innym razie, przykro mi że to piszę, robisz z siebie pośmiewisko. Tymczasem umiejętne zarządzanie wizerunkiem w mediach społecznościowych może przynieść wymierne korzyści, na przykład w czasie poszukiwań pracy. Dlatego nim klikniesz „publikuj” zastanów się, czy chciałabyś, aby właśnie TEGO dowiedział się o tobie twój obecny lub przyszły szef.
Pierwsze posiedzenie na nocniku, to doniosłe wydarzenie w życiu każdego młodego człowieka. Ale czy to powód, aby przygotowywać zeń fotorelację i trąbić o tym na prawo i lewo?
Powściągliwość to cnota, nie choroba śmiertelna. Przypomnij sobie te słowa nim uraczysz świat zdjęciem potomstwa w kompromitujących okolicznościach, w których sama, rzecz jasna, byś się nie sfotografowała. Dzieciom jeszcze jest obojętne, co rodzice w ich imieniu upubliczniają. Jeszcze to tu słowo klucz.
źródło zdjęcia: wiocha.pl
Złodzieje mają się jak pączki w maśle. Lekkomyślnością i chęcią zaimponowania znajomym tylko im ułatwiamy robotę. Udostępniasz swoje trasy biegowe – wie gdzie mieszkasz. Zresztą nawet nie musisz tego robić. Odczytanie współrzędnych geograficznych z dowolnego zdjęcia to naprawdę żadna sztuka. Pokazujesz swoje markowe nabytki – sprawdzi czy warto złożyć Ci wizytę. Chwalisz się wyjazdem na urlop – wie kiedy mu nie przeszkodzisz. Fotografujesz kartę pokładową – zmieni Ci rezerwację, twoje dane albo anuluje lot. Bo dlaczego by nie?
źródło zdjęcia: facebook.com/Fejsbukowy-Ekshibicjonizm-585215894849941
Ale w rankingu beztroski internautów na pierwszym miejscu plasują się zdjęcia kart kredytowych. To tak jakbyś wręczyć złodziejowi sejf i szyfr do niego.
Posty można usuwać, a snapy same znikają. Teoretycznie. Ale zrzut ekranu potrafi zrobić każde dziecko. I puścić go dalej w obieg. W najmniej spodziewanym momencie.
Dlatego nim klikniesz w publikuj... pomyśl.
Zofia Jurczak
zdjęcia: screeny z serwisu Facebook
Komentarze
Ooo dobry artykuł. Żyję bez fb i wtajemniczania wirtualnego świata w moje prywatne życie. Mam się dobrze, mam masę prawdziwych, realnych znajomych z którymi spotykam się w realu, żeby napić się prawdziwej czarnej kawy. Jedyne co mnie męczy, to niekiedy niektóre informacje można znaleźć wyłącznie na facebooku i to dopiero po zalogowaniu się. Nie mniej jednak nie złamię się, o NIE!
dodany: 2017-03-09 08:42:37, przez: Edyta