Warszawa

Sześcioletni szał! Pozytywna komunikacja z sześciolatkiem

Sześcioletni szał! Pozytywna komunikacja z sześciolatkiem

Kiedyś, zanim jeszcze miałam własne dziecko, napisałam kilka poradników. Dzisiaj oczywiście także się pod nimi podpisuję, ale coś jednak bym dopisała. I to z kilku dziedzin tzw. okołowychowawczych. Weźmy na przykład komunikację. Często rodzicom mówi się, jakich słów/zwrotów nie powinno się używać. Dziś dopadł mnie klasyk: „Jeśli tego nie zrobisz, to...!”

 

Jak pisałam te poradniki, miałam małe dziecko w domu i bardzo dużo dzieci w przedszkolu. Moje niewiele mówiło (i komu to przeszkadzało?), te w pracy mówiły całkiem sporo. Wspomniane wyżej dziecko ma dziś 6,5 roku. Każdy przeciętnie zorientowany w fazach rozwoju najmłodszych, w tym momencie ze współczuciem kiwa głową. Sześciolatek, to urocze, jednak dość rozchwiane emocjonalnie stworzenie, które do tego zaczyna (już tak zupełnie świadomie i na serio) zaznaczać swoje granice i terytorium. Robi to czasem dosłownie. U nas jest to np. napis na drzwiach pokoju, prosty i bezpretensjonalny: „Remont”. Kiedy sześciolatka chce być sama, informuje nas, że remont trwa, napis wisi, zakaz wstępu obowiązuje. To taka grzeczniejsza forma zakomunikowania: „Dajcie mi na chwilę spokój”. I dajemy, bo jak remont to remont.

 

Znacznie gorsza (zwłaszcza dla matek) jest sześciolatkowa walka wewnętrzna. O siebie i swoje granice. Nagle okazuje się, że mama (wciąż najukochańsza osoba na świecie) staje się workiem treningowym. Użyłabym słowa „wróg”, ale to zdecydowanie za mocne słowo, warto je zostawić na czas dorastania. Świadomy miłości rodzicielskiej sześciolatek pozwala sobie poboksować na nerwach rodziców. Nie chce, nie lubi, nie musi, nie kojarzy, nie umie, nie podoba mu się. I o tym wszystkim informuje. A że wygadany już na tym etapie życia zazwyczaj jest, to informuje dosadnie.

 

Przy tym informowaniu warto mieć pewność, że w życiu nie przyzna się do błędu, nie lubi przepraszać, nie ma zamiaru ustąpić i w ogóle to nie jest już dzidziusiem (i komu to przeszkadzało?). Nooo, może czasami, przy wieczornych wygłupach i przytulasach tym dzidziusiem jeszcze bywa. I nie jest tak, że dziecko „zaznacza granice” od początku do końca, non stop. Po prostu przechodzi do kolejnego etapu dojrzewania.

 

I co z tym fantem zrobić? Przeczekać? Zła wiadomość jest taka, że nie ma na co czekać. Samym czekaniem najłatwiej doprowadzić się do nerwowego rozstroju. Minie mu, owszem, ale przejdzie w jeszcze inny etap. Na pewno nic już nigdy nie wróci do stanu dzidziusiowania, mieszkania z maluchem, przedszkolaczkiem, słodziakiem, dla którego rodzice są nieomylni i których słucha się, „bo tak”. Nie ma co czekać, na tego rodzaju koniec remontu. Więc ja nie czekam.

 

Jednak właśnie z powodu tego (pięknego, ale też mocno irytującego) dojrzewania materiału genetycznego, chcę czasem dziecku po prostu... utrzeć nosa (werbalnie, nie tak na serio wytargać za nos), żeby mu w pięty poszło. I wtedy, zupełnie niechcący, wyskakuje to nieszczęsne: „Jak się nie ubierzesz w ciągu minuty, to zobaczysz”. I to - powiedzmy sobie jasno - nie powinno mieć miejsca. W idealnym świecie do dorosłego należy pokazanie, że jest dojrzały emocjonalnie i potrafi udźwignąć wszystko, co jest w danej sytuacji do udźwignięcia. W realnym (mniej idealnym) życiu ta rola też należy do nas. Nie do dziecka.

 

Kiedy zdarzy mi się, że cierpliwość szwankuje, to przede wszystkim siebie przywołuję do porządku. Nauczyłam się przepraszać swoje dziecko. Mamy taką umowę, że na siebie nie krzyczymy. Kiedy komuś się zdarzy, to przepraszamy. Dla dorosłego to żadna ujma. Uczę w ten sposób dziecko, że mimo napiętych nerwów, trzeba umieć zażegnać konflikt, przyznać się do błędu i to bez wymuszania ze strony drugiej osoby.

 

Staram się też walczyć z własną irytacją wprowadzając elementy śmiechoterapii i zabawy. Owszem, zdarza mi się powiedzieć: „Jak nie zrobisz tego czy tamtego, to wyłączam bajkę”. Uczę się jednak komunikacji nie opartej wyłącznie na szantażu zakończonym wykrzyknikiem. Pracuję z całych sił nad sobą i tym, żeby to był konkret rozładowujący napięcie: „Natrę ci uszy niezakryte czapką” (i nacieram w zabawie, a potem dziecko poprawia czapkę), „Załaskoczę twoje porozrzucane buty” itd.

 

Ciężar stawiania granic przez sześciolatka, staram się rozładować po prostu miłością i pozytywną komunikacją. Wolę, żebyśmy się śmiali i o te 5 minut spóźnili się do szkoły, niż żeby mi zapłakane, zasmarkane dziecko wychodziło na mróz. Wkurzone (czyt. podporządkowane rodzicowi) od rana, ale za to niespóźnione do szkoły.

 

Nie, nie zawsze się to udaje. Czasem sześciolatek (każdy inny wiek też ma swoje sposoby na wyprowadzenie z równowagi) doprowadza do szału i już. Wtedy jednak staram się trzymać język (groźby) za zębami. Wiem, że gdybym chciała „na serio” nakrzyczeć, to oczywiście potrafię. Ale też wiem, że jest to zupełnie, ale to zupełnie nie fair wobec dziecka. Bo mój sześciolatek nie ma szans uargumentować, odpowiedzieć mi, bronić się jak dorosły. Jego odpowiedzi mogą podgrzać atmosferę, ale nie pójdą mi w pięty. Wygraną w takim starciu mam w kieszeni. Tylko co jest tu wygraną? Upokorzenie ukochanej istoty? Pokazanie kto dzierży władzę?Po co mi taka wygrana?

 

10 zasad pozytywnej komunikacji z sześciolatkiem?

 

1. Rozmawiaj z dzieckiem patrząc mu w oczy, nie w komórkę, laptopa czy telewizor. Dziecko też powinno ci odpowiadać patrząc na ciebie, a nie np. na bajkę/ścianę/podłogę.
2. Prowadź rozmowy w ruchu np. na spacerze, podczas wspólnego gotowania. Wtedy dziecko nie czuje się osaczone, obserwowane przez dorosłego.
3. Kiedy rozmawiasz z dzieckiem, wydajesz polecenia, prosisz o coś, miej twarz na jego poziomie widzenia - kucnij, przyklęknij, usiądź. Nikt nie lubi rozmawiać kiedy druga osoba patrzy z góry.
4. Nie oskarżaj dziecka, nie szukaj winnego. Rozmawiaj o konkretnych zachowaniach. Podawanie przykładów jest bardzo ważne dla sześciolatka. Przygotuj je sobie wcześniej.
5. Dziecko jest partnerem w rozmowie, ma prawo wypowiedzieć własne zdanie od początku o końca. Nie przerywaj, nawet jeśli się z nim nie zgadzasz. Pokaż zainteresowanie jego wypowiedzią. Zapytaj o przyczyny takich a nie innych wniosków, próśb.
6. Upewnij się, że dziecko rozumie, o czym rozmawiacie lub np. czego od niego oczekujesz. Poproś, by opowiedziało własnymi słowami, podsumowało rozmowę, wymieniło ustalone reguły.
7. Jeśli już decydujesz się na poważną rozmowę, to nie daj się wyprowadzić z równowagi. Zatem rodzic też musi się przygotować np. być wyspany, wypoczęty, po obiedzie, bez pośpiechu w gonitwie do pracy, czy irytacji podczas stania w korku.
8. Znajdź dobry czas i miejsce na prowadzenia dłuższych, poważnych rozmów. Dziecko powinno być najedzone, wypoczęte, zadowolone.
9. Nie przerywaj ciekawej bajki/czynności, żeby porozmawiać. Wiadomo, że ona jest mniej ważna, ale tylko dla ciebie. Dla dziecka jest całym światem - tu i teraz.
10. Traktuj dziecko w każdej rozmowie (nawet jeśli jest to polecenie, przypomnienie o wykonaniu obowiązku domowego), tak jak sam chciałbyś być traktowany, jako rodzic, partner, współpracownik.

 

Anna Jankowska - pedagog, trenerka szkoleń, autorka książek, mama, żona. Kolejność dowolna. Prowadzę bloga www.tylkodlamam.pl gdzie rozmawiamy na wszystkie parentingowe tematy.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć