Warszawa

Recenzja książki:

Uszy do góry

Uszy do góry

Irena Landau
Artur Gulewicz (Ilustr.)
od 7 do 11 lat
PATRONAT

Niewymuszony optymizm stanowi o sile tej książki

„Nie gap się! to nieładnie” syczymy do naszych dzieci, mijając osobę niepełnosprawną. Ale nasza pełna zawstydzenia dyskrecja na równi ze zbytnią bezpośredniością dziecka: „a co się tej pani stało?!”– wydają nam się niestosowne.


Majka zmagając się z własną, dopiero co oswajaną, niepełnosprawnością, przeprowadza nas przez meandry tego co stosowne, a co już nie. „Uszy” to historia opowiedziana z perspektywy unieruchomionej na wózku nastolatki Zresztą perspektywa się zmienia: niektóre fragmenty widzimy oczami jej koleżanki, Renaty. No, może „koleżanka” to za dużo powiedziane… „Wydawało mi się, że będzie stękać i kwękać, i prosić, żeby się z nią kolegować. Że będzie wdzięczna za każdą minutę, którą jej poświęcę. No bo przecież naprawdę mogę robić ciekawsze rzeczy, niż opiekowanie się inwalidką”...


Czasem zwykłe współczucie nie wystarcza, empatia okazuje się przereklamowana – potrzebne jest wspólne doświadczenie rzeczywistości i trochę wiedzy, aby móc realnie pomagać, aby nie bać się „niestosowności”.


Kiedy jako świeżo upieczona matka zdobywałam szlify kierowcy wózka, przeżyłam wstrząs odkrywając, że moje, skądinąd bardzo europejskie miasto, które wśród patronujących mu krasnoludków ma nawet „Wózkersa” - posiada również zastraszającą ilość, schodów, niebotycznych krawężników, nieprzyjaznych sklepów, urzędów przychodni (sic!)! Od tamtej pory inaczej patrzę na „wózkersów”. Inaczej patrzę na kwestię integracji i potrzebę konfrontowania ludzi – zwłaszcza tych najmłodszych - z tym nieco inaczej zorganizowanym (lub wskutek bezmyślności decydentów całkiem zdezorganizowanym) światem osób niepełnosprawnych.
Apelowałabym bardzo gorąco do tej Ważnej Osoby, która ustala kanon lektur szkolnych, aby „Uszy do góry” znalazły się na liście lektur obowiązkowych.

 

Poloniści nie powinni oponować – bo oprócz społecznych, książka ma też walory językowe i wychowawcze. Napisana współczesnym językiem balansując z wyczuciem między elegancką polszczyzną a młodzieżowym slangiem, „Kiedy [Rysiek] poznał Majkę, przez godzinę mówił tak, jakby czytał gazetę, ani jednego brzydkiego słowa, nawet zamiast ‘obciach’ powiedział, że komuś ciotka narobiła wstydu, zamiast ‘odlotowo’ powiedział ‘przyjemnie’, śmieszne.”


To Bardzo Dobra Książka! I nie doczekamy się happy endu w amerykańskim stylu - cudu uzdrowienia nie będzie. Dziewczynka zostanie na wózku, ze swoją złością, rozterkami co do przyszłości, ale i ogromną, młodzieńczą wiarą, że jednak będzie dobrze. I właśnie ten niewymuszony optymizm stanowi o sile tej książki.

 

mama Agnieszka

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć