Warszawa

Recenzja książki:

Drogie maleństwo

Drogie maleństwo

Julie Cohen
PATRONAT

Upragnione nowe życie

„Co piąta para w Polsce ma kłopoty z poczęciem dziecka”. Tyle danych statystycznych. A co z prawdziwymi, konkretnymi ludźmi?

 

Książka Cohen to beletrystyka na średnim poziomie bez pretendowania do rangi lektury kultowej czy odkrywczej. Mimo braku pogłębionej analizy psychologicznej pokazuje ona, że wyobrażenia o idealnym życiu w niczym nie przypominają rzeczywistości. Pragnienie poczęcia dziecka bywa tak uporczywe, że partnerzy postrzegają siebie przez pryzmat zdolności/niezdolności do reprodukcji, a nie wszystkich innych składowych człowieczeństwa. W krytycznym momencie, kiedy szanse jednej strony zostają przekreślone przez problemy medyczne, spotykają się trzy osoby: Claire, Ben i Romily. Małżeństwo i zaprzyjaźniona z nimi samotna matka. Fabuła aż za bardzo przewidywalna i banalna, a przecież tak bliska życiu. To zaś zupełnie zmienia odbiór książki. Wiadomo, że surogatka Rom będzie chciała zatrzymać dziecko mężczyzny, którego kocha. Wiadomo, że Ben chciałby zachować się „prawidłowo” i wobec żony, i przyjaciółki. Wiadomo, że Claire, przytłoczona poronieniem i nieudanymi próbami in vitro, czuje się niespełniona.

 

Uwagę w tej historii przykuwa ciekawa perspektywa narracji prowadzonej przez każdą z osób. Podobnie jak w tragedii greckiej mamy tu do czynienia z konfliktem równorzędnych potrzeb: odwiecznym, salomonowym dylematem pod znakiem macierzyństwa. Cohen pokazuje swoistą grę: rywalizację kobiet nie tylko o dziecko, ale i o mężczyznę. Buduje napięcie, odsłaniając pozornie silne związki, dobrze maskowane uczucia. Szkoda tylko, że brakuje w tym konsekwencji. Oczywiście jako autorka zdecydowała zakończyć wszystko hollywoodzkim happy endem. Ale zwrot od wielkiego dramatu ku wielkiej radości jest zbyt gwałtowny. Czytelnik czuje się zawiedziony. Oczekiwał łez rozpaczy, a trafia do krainy szczęśliwości. Z drugiej strony adresatkami książki Cohen są zdecydowanie kobiety. Jeśli popatrzymy zatem na powieść pod kątem ich oczekiwań, autorka idealnie wyczuła potrzebę udanych rozwiązań. Świadomie czy nie, poruszyła także bardzo ważne tematy bezpłodności i gehenny, jaką przechodzą pary nie tylko w kwestii biologiczno–medycznej, ale także społecznej, np. rodzicielstwa zastępczego. Pojawiają się wówczas takie emocje jak zazdrość, odwieczne pretensje, poczucie winy, rezygnacji, ale i wzajemne oskarżenia: „To niesprawiedliwe (…) Miliony kobiet nie chcą mieć dzieci, a i tak zachodzą w ciążę, chociaż piją, palą i ćpają”.

 

Skąd optymizm zakończenia? Może służy on temu, by złagodzić gorzki smak niesprawiedliwości losu, dać nadzieję tym, którzy mają podobne problemy? Mimo kilku „zgrzytów” książkę Cohen czyta się szybko, sprawnie i na pewno nie bezrefleksyjnie.

 

Iwona Bednarczyk

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć