Warszawa

Recenzja książki:

Królestwo dziewczynki

Królestwo dziewczynki

Iwona Chmielewska
od 8 lat

Królewno, dzisiaj stałaś się kobietą

Książka autorstwa Iwony Chmielewskiej zatytułowana Królestwo dziewczynki została wydana w Polsce zaledwie dwa miesiące temu. Podobnie jak inne książki autorki, swoją premierę miała w Korei, gdzie Chmielewska odnosiła znaczne sukcesy. Królestwo... to tak zwany picturebook, czyli publikacja obrazkowa, choć, wbrew pozorom, jej odbiorcami są nie tylko dzieci. Od pierwszego wejrzenia lektura uwodzi czytelnika niezwykłą szatą graficzną. Zarówno okładka, jak i stronice utrzymane są w konwencji zwiewnej delikatności, a pastelowe kolory i kolaże sprawiają, że nie sposób oderwać od niej wzroku. Ilustracje Chmielewskiej to prawdziwy majstersztyk, Sztuka przez wielkie „S”.

 

Książka rozpoczyna się słowami: "W życiu dziewczynki przyszedł taki dzień, gdy poczuła zmianę. Usłyszała kilka prostych słów: >>Królewno, dziś stałaś się kobietą<<(...)". Opowieść utrzymana jest w klimacie baśniowym. Powłóczysty, pełen metafor styl, czasem lekko pompatyczny, jest wizytówką autorki. Oddając się lekturze można odnieść wrażenie, że czytamy specyficzną, niesztampową poezję, swoisty biały wiersz. Królestwo, do którego zabiera nas pisarka jest alegorią dojrzewającej kobiecości, opowieścią o kruchości, ale i sile kobiecej tożsamości poddanej trudom procesu przeistaczania się w panią swego ciała. Zmiany, na ogół, nie należą do łatwych, człowiek boi się ich, choć często okazują się one zmianami na lepsze. Proces rozkwitania jest dla dziewczynki jedną z najtrudniejszych zmian w życiu, sztormem, burzą z piorunami, podczas której trudno mieć nadzieję na słońce.

 

W trakcie takiej podróży każda Królewna potrzebuje drogowskazu, by mieć pewność, że idzie w dobrym kierunku. Chmielewska, niestety, tego drogowskazu nie daje. Z całym szacunkiem i podziwem dla artystycznej oprawy książki, momentami budzi ona niesmak i swego rodzaju przygnębienie. Wyobrażam sobie dziecko-dziewczynkę, która nie wie, co dzieje się z jej ciałem, jej psychiką, nie wie, dlaczego częściej niż zwykle jest rozdrażniona, dlaczego częściej płacze. Może kiedyś rozmawiała o tym z mamą. A może nie. Wyobrażam sobie tę zagubioną Królewnę, która czyta u Chmielewskiej, że jest „obolała jak królewna zatruta jabłkiem w ciemnym, obcym lesie”, że jest „zaklęta w żabę”, że „jej serce stawało się lodowate jak u Królowej Śniegu”, że rzucono na nią klątwę, że otaczają ją wulkany, a w końcu, że pilnuje jej smok, którego nienawidzi.

 

Dziewczynka wraz z dniem rozpoczęcia menstruacji wcale nie staje się kobietą, wbrew powszechnemu twierdzeniu. Ona jest dzieckiem, w dodatku zdezorientowanym i moment krwawienia nie czyni jej kobietą z dnia na dzień, a dopiero rozpoczyna proces rozkwitu. Dla takiego dziecka treści proponowane przez autorkę mogą być nie tylko niezrozumiałe, zawiłe, ale niezwykle ponure i przygnębiające, a ostatnią rzeczą, której pragnie zagubiony człowiek jest pogarszanie jego nastroju. Królestwo... nie przekazuje żadnej wiedzy o trudnym problemie, tylko ubiera go w mroczne, nie do końca zrozumiałe, szaty.

 

Stwierdzam, więc, że Królestwo dziewczynki nie jest przeznaczone dla dzieci, które zmagają się z procesem dojrzewania. Jest to niewątpliwie barwna, tajemnicza i na swój sposób piękna opowieść, ale dla dorosłych tudzież dojrzałych już dziewcząt czy chłopców. Nie zaprzeczam, że jest to lektura wspaniała i inspirująca, zmuszająca do refleksji, po prostu wyjątkowa. Chmielewska poetycko opisuje proces dojrzewania i zostawia czytelnika z nadzieją, bo finalnie Królewna odkryła „łagodne, słoneczne doliny i ciepłe jeziora, a mroczne lasy stawały się przyjazne”.

 

Dorastanie jest procesem bardzo trudnym, nieprzyjemnym zarówno dla dorastającego, jak i jego otoczenia. Dziewczynka potrzebuje wtedy nieograniczonych pokładów wsparcia, zrozumienia i rzetelnych, jasnych porad, może nawet naukowych wskazówek, jak poruszać się w świecie dojrzewania. Natomiast lekturę Chmielewskiej warto odłożyć na później. Na kiedyś. Na odpowiedni moment. I wtedy poddać się jej czarom.

 

Agnieszka Szumańska

 

Przeczytaj również

Polecamy

Warto zobaczyć