Warszawa

Cudowne pomieszanie fantastyki i realizmu, czyli o "Ptaku Zielonopiórym"

Baśniowy, magiczny, rewelacyjny muzycznie spektakl zawitał do Teatru Lalka. Świetna gra aktorska, zachwycające lalki autorstwa Rafała Budnika oraz weneckie maski łączą się we włoskiej baśni o poszukiwaniu szczęścia i prawdziwych wartości w życiu. 

 

O spektaklu "Ptak Zielonopióry" oraz o poważnym dialogu z młodym widzem opowiadają Jarosław Kilian (reżyser) oraz Grzegorz Turnau (autor muzyki).

 

Premiera 11 kwietnia 2019 r.

 

 

 

rozmawiała i opracowała: Antonina Zarzyka

 

fot. Chris Tribble

plakat: Robert Czajka

 

 

1/7
1/7

Dlaczego sięgnął Pan po teksty Itala Calvina, Carla Gozziego i Bolesława Leśmiana oraz po formę komedii dell'arte?

 

Jarosław Kilian: Przedstawiana na scenie opowieść jest prastarą włoską baśnią. Te baśnie należały do moich lektur dzieciństwa i mało tego – pozostały moimi ulubionymi lekturami. Włoskie baśnie mają w sobie cudowne pomieszanie fantastyki i realizmu. Sądzę, że to jest wspaniały materiał dla teatru.

2/7
2/7

Czy tworzył Pan w swojej karierze spektakle dla dorosłych?

 

Jarosław Kilian: Tak, tak, bardzo dużo. Zrealizowałem wiele spektakli szekspirowskich w Teatrze Polskim. Większość moich realizacji to przedstawienia dla dorosłych.

 

Czy istnieje różnica między reżyserowaniem spektakli dla dzieci a dla dorosłych? Jeśli tak, to jaka?

 

Jarosław Kilian: Nie, myślę, że nie ma różnicy. Inna jest jedynie tematyka tych spektakli. W przedstawieniach dla dzieci wolałbym unikać drastyczności, chociaż baśń bywa bardzo okrutna. Natomiast inaczej pewne rzeczy trzeba opowiadać, może bardziej metaforycznie. W opowieściach dla dzieci nie należy unikać również trudnych rzeczy. Trzeba poważnie z dziećmi rozmawiać. To jest niezwykle istotne motto tego, co robimy w Teatrze Lalka. Naturalnie staramy się przedstawiać opowieści odpowiednio do percepcji dziecka. A przede wszystkim do jego wrażliwości, aby nie naruszyć czegoś, co jest destrukcyjne. Konwencja baśni chroni dziecko przed dosłownością.

 

A tę dosłowność mogą zauważyć dorośli.

Jarosław Kilian: Myślę, że ta dosłowność bywa bolesna i dotkliwa, a czytelna dla dorosłych. Ale staramy się właśnie z delikatnością, żeby nie wstrząsnąć dzieckiem, ale też, żeby pomyślało, czy wzruszyło się.

3/7
3/7

Proszę opowiedzieć o maskach użytych w spektaklu.

 

Jarosław Kilian: Spektakl został osadzony w świecie bohaterów komedii dell'arte. Opowiada go trupa wędrownych Pulcinelli. Pulcinella to postać komedii dell'arte, która miała to do siebie, że mogła grać każdą rolę i była zmultiplikowana. My ze scenografką szukając kształtu tych postaci, sięgnęliśmy po rysunki Gian Domenico Tiepolo - weneckiego malarza. Mało tego, udało nam się także sprowadzić z Wenecji prawdziwe maski skórzane, które od 300 lat są robione w tej samej firmie. Rzemieślnik włoski specjalizuje się w robieniu autentycznych masek komedii dell'arte i to właśnie one pojawią się w naszym przedstawieniu.

4/7
4/7

Co jest najbardziej istotne, kiedy komponuje się muzykę do spektakli skierowanych do dzieci?

 

Grzegorz Turnau: Chyba to, żeby „nie przykucać”. Kiedyś przeczytałem to sformułowanie u pana Józefa Hena, kiedy pisał o twórczości Boya-Żeleńskiego. Rozumiem to tak, że pisząc dla młodej widowni traktuję ją tak samo, jakby byli to moi partnerzy. Nie chodzi mi tutaj o poziom wtajemniczenia, wiedzy, czy szczegółowych informacji. Chodzi o pewien stosunek do drugiego człowieka. To,  że jest on młodszy nie znaczy, że należy kucnąć, żeby mnie zrozumiał. Więc staram się nie przykucać pisząc muzykę dla młodych widzów.

 

Tak się składa, że komponuję ją od wielu lat. W tego typu twórczości zawsze czułem się dobrze. To jest już nasty spektakl, a pierwszym moim przedstawieniem jako autora muzyki teatralnej był także spektakl dla dzieci w Teatrze Animacji w Poznaniu. Później dzięki współpracy z Jarosławem Kilianem mogłem to rzemiosło utrwalić i rozwinąć. W Teatrze Lalka to jest mój czwarty lub piąty spektakl odkąd występuję w roli kierownika muzycznego.

5/7
5/7

Czy ma Pan ulubiony spektakl, do którego napisał Pan muzykę?

 

Grzegorz Turnau: Na pewno mógłbym wyróżnić pojedyncze utwory, które wydają mi się lepsze niż inne. Może nawet nie lepsze, tylko takie, które bardziej mnie pociągają po jakimś czasie. Spektakle są bardzo różnorodne i każdy z nich ma swoje mocne strony, zarówno „Krzesiwo”, jak i „Krawiec Niteczka”. Zrobiłem też spektakl z własną adaptacją i reżyserią. Mam na myśli „Karampuka”. Myślę, że nie należy szukać lepszych/ gorszych rzeczy, tylko docenić to, jak bardzo Teatr Lalka jest otwarty na różne stylistyki. Pracują tu reżyserzy operujący własnym językiem. Mamy do czynienia zarówno z teatrem talki, jak i z teatrem żywego aktora oraz z połączeniem obu form.

 

Wychowałem się w czasach, w których telewizja pokazywała mnóstwo spektakli lalkowych czy marionetkowych. Jan Wilkowski, który był zresztą kiedyś dyrektorem Teatru Lalka, stał się jednym z pierwszych idoli mojego dzieciństwa. Mimo że animacje już wtedy istniały, teatr lalkowy był dla mnie bardzo pociągający. Sam nawet miałem w domu jakieś lalki i zanudzałem rodziców spektaklami własnego autorstwa. I to mi zostało. Moja obecność tutaj jest tajemniczą, ale jednak konsekwencją pierwszych, rozpoczętych jeszcze w dzieciństwie, fascynacji.

6/7
6/7

Co było największym wyzwaniem w komponowaniu muzyki do tego spektaklu?

 

Grzegorz Turnau: Utrzymanie jej w dosyć ścisłej i dosyć wymagającej konwencji. Znajdziemy w niej trochę dell'arte, trochę ludowego włoskiego teatru i opowieści jarmarcznej, trochę ludowej nuty taranteli. W teatrze  i w filmie lubię, kiedy muzyka jest lekko pastiszująca. Zawsze wtedy powstają te skojarzenia, które nam przypominają zapachy, kolory, czyli to, co lubimy zapamiętywać, kiedy podróżujemy. Pastisz jest dla ucha czymś takim, jak wspomnienie zapachu potrawy, kwiatów czy kolor nieba w danym miejscu na świecie. Oddziałuje na zmysły. Wydaje mi się, że teatr Jarosława Kiliana zawsze taki był. Myśmy zrobili wiele przedstawień adresowanych do młodych ludzi. Najbardziej pokrewnym stylistycznie był „Pinokio”.

 

W „Ptaku Zielonopiórym” bardzo istotna jest także muzyka na żywo. Dość długo wahaliśmy się wokół tego technicznego i stylistycznego zagadnienia, jak potraktować muzyków. I absolutnie stanęło na tym, że muzycy są uczestnikami spektaklu, tak jak aktorzy. W spektaklu są tylko dwa instrumenty, nie licząc perkusyjnych, które pojawiają się tu i ówdzie. I myślę, że to też decydowało przy moim myśleniu o muzyce do tego przedstawienia. Nie rozbudowywałem za bardzo faktur, nie chciałem, żeby to było musicalowe.

7/7
7/7

Jeśli to jest pastisz, to jakie utwory czy gatunki muzyczne były inspiracją?

 

Nie ukrywam, że terantele w różnych wydaniach i w różnych odsłonach pojawiały się w zamówieniu reżysera i autora scenariusza. Napisałem do tego spektaklu trzy utwory, które przy pewnej dozie dobrego samopoczucia mogę nazwać tarantelami. Wychodziłem także z założenia, że te piosenki nie powinny brzmieć obco w przestrzeni, która służy skojarzeniom teatralnym, takim jak szeroko pojęta komedia dell'arte. Bardzo bym też chciał uniknąć posądzenia, że po to, by napisać muzykę pastiszową trzeba się doktoryzować na jakiś temat. Wystarczy trochę się zorientować, na czym polega klimat. Niekoniecznie trzeba wejść do muzeum, żeby poznać zapach, kolor i atmosferę miasta. Muzeum jest tym wyższym stopniem wtajemniczenia, ale czasami wystarczy ta chwila pobytu na ulicy czy w kawiarni. Ja jestem zwolennikiem zmysłowego i ulicznego zbliżenia się do tematu. Myślę, że tak też potraktowałem to zadanie.

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wiadomości lokalne

Warto zobaczyć