Warszawa

Każdy powinien mieć swojego Piaskowego Wilka. Rozmowa z &Aringsą Lind

Każdy powinien mieć swojego Piaskowego Wilka. Rozmowa z Åsą Lind

Jej książki dla dzieci przetłumaczono na około 20 języków. Stworzyła postać Piaskowego Wilka, który stał się nie tylko przyjacielem książkowej Karusi, ale także wielu czytelników.

 

Ten magiczny bohater wie wszystko, śmieje się i wzrusza razem z dziewczynką. Mieszka na plaży i można się do niego zwrócić z każdym pytaniem, nawet wtedy, kiedy wszyscy dorośli zajęci są swoimi wielkimi sprawami.

Åsa Lind odwiedza Polskę w związku z premierą spektaklu „Piaskowy Wilk” w Teatrze Lalka w Warszawie, na którą, jak sama przyznaje, czeka z niecierpliwością.

 

Antonina Zarzyka: Czytałam, że Piaskowego Wilka wymyśliła Pani córka. Dlaczego poszła Pani za tym pomysłem, postanowiła pisać o nim opowiadania? Kto stworzył charakter Piaskowego Wilka, jego dowcip, wszechwiedzę i inne cechy?

 

Åsa Lind: To się zadziało od razu. Jechaliśmy samochodem i moja córka powiedziała: „teraz Piaskowy Wilk biegnie za naszym samochodem”. I to słowo miało w sobie taką moc sprawczą, że Piaskowy Wilk się zmaterializował, on tam był. W tym samym momencie stało się dla mnie jasne, że Piaskowy Wilk posiada ogromną wiedzę, np. wie wszystko o gwiazdach. Wie dużo o wielkich rzeczach, wielkich pytaniach, ale nie zawsze sobie radzi z małymi rzeczami. Ma w sobie także niezdarną stronę. Wiedziałam też, że Piaskowy Wilk musi mieć przyjaciela, a tym przyjacielem musi być dziecko. Ważne cechy Piaskowego Wilka pojawiły się od razu, wraz z jego powstaniem Ale charakter rodził się później, już w trakcie samego procesu pisania, także poprzez język.

 

A.Z.: A jak to było z historiami? Czy czerpała Pani inspiracje z życia codziennego, czy są to całkowicie wymyślone opowieści?

 

Åsa Lind: Pierwsze opowiadania powstały dla audycji radiowej dla dzieci. Każdy program miał swój temat przewodni. Temat za każdym razem był opracowywany poprzez rozmowy z dziećmi, muzykę i bajkę. Nad każdą z tych części pracowaliśmy osobno. Ja byłam odpowiedzialna właśnie za opowiadanie. Tematy były wybierane wspólnie i mogło to być absolutnie wszystko co nas otacza. Towarzyszyła nam myśl, że z wszystkiego da się zrobić opowiadanie.

 

A.Z.: Czy w dzieciństwie miała Pani takiego magicznego przyjaciela jak Piaskowy Wilk?

 

Åsa Lind: O tak, miałam całą rodzinę. Byłam dość samotnym dzieckiem. Miałam trzy starsze siostry i byłam najmłodsza w rodzinie. Mieszkaliśmy w małej wiosce, w której było tylko troje dzieci w moim wieku. A odległości między domami były dosyć duże. Więc wymyśliłam sobie całą rodzinę, z którą mogłam się bawić. Miała ona pewne cechy rodziny Cartwright z serialu „Bonanza”. Wyglądało to tak, że zamykałam się w dużym pokoju i zaczynałam się bawić tą rodziną. Byłam kimś w rodzaju reżysera. To ja decydowałam, co się dzieje z poszczególnymi członkami rodziny. Wydaje mi się, że większość ludzi na pewnym etapie swojego dzieciństwa ma swoich wymyślonych przyjaciół.

 

Ale myślę też, że mamy takich przyjaciół także jako dorośli. Choć nie nazywamy ich przyjaciółmi „na niby”. Ta rola może się kanalizować np. w zmarłych krewnych, kiedy zaczynamy się zastanawiać „co by o tym powiedziała moja babcia”. Zaczynamy prowadzić w głowie dialogi. Albo gdy dzieje się coś ważnego, to pierwszą reakcją jest „muszę zadzwonić do przyjaciela”. I zanim wykonamy ten telefon, w naszej głowie trwa już dialog. Wszystkie nasze wewnętrzne dialogi w jakimś sensie opierają się o ten koncept wymyślonego przyjaciela. Myślę, że będąc osobą dorosłą należałoby się postarać o sympatycznego, wspierającego wymyślonego przyjaciela. Czyli o Piaskowego Wilka.

 

A.Z.: Czy któraś z historii o Piaskowym Wilku jest Pani ulubioną?

 

Åsa Lind: Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Wiemy jak powstawały te historie. Niektóre z nich pisało mi się łatwo, a niektóre wymagały więcej pracy. To jednak nie ma przełożenia na odczucia czytelników, na ich odbiór opowiadań. Czytałam te historie dzieciom w różnych krajach i okolicznościach, miałam też wgląd w to, jak czytelnicy reagują na moje teksty. Okazuje się, że zupełnie inne opowiadania mogą się stać ulubionymi, np. w różnych klasach. Czasem są to zupełnie niespodziewane reakcje. Dostałam kiedyś list od pewnej klasy, w którym napisane było, że dzieci uwielbiały historię o kwarkach (częściach atomu). To było dla mnie zupełnie niespodziewane.

 

A.Z.: Co jest najważniejsze, kiedy pisze się dla dzieci?

 

Åsa Lind: Najważniejsze jest, żeby pisać dobrze. Bardzo dobrze. To chyba zasada, która dotyczy w ogóle sztuki czy pisania. Działalność twórcza zakłada także szczerość. Bycie szczerym.

 

A.Z.: Co najbardziej lubi Pani w swojej pracy?

 

Åsa Lind: Chodzić na premiery w Warszawie (śmiech).
Bardzo lubię być na początku procesu twórczego i lubię etap końcowy. Pomiędzy tymi dwoma punktami często jest dość nudno. Proces pomiędzy często łączy się z niepowodzeniem, doświadczeniem porażki. Bardzo lubię słowa, język. Zdarza się, że cały dzień mam dobry humor tylko dlatego, że udało mi się połączyć dwa słowa ze sobą we właściwej kolejności. Ten proces zakłada też, że ja muszę znaleźć przyjemność w tym, co robię. W przeciwnym razie byłoby to bardzo męczące, żmudne i trudne.

 

A później się zdarza cud, to znaczy tekst spotyka czytelnika. Najlepsze, co się może przydarzyć pisarzowi, to jest moment, w którym dzieci zaczynają się bawić „w książkę”. To znaczy odtwarzać w zabawie świat przedstawiony w książce. Jest to ogromny przywilej autora piszącego dla dzieci. Rzadko jest on udziałem pisarzy tworzących dla dorosłych.

 

A.Z.: Czy pamięta Pani wiadomość czy opinię od czytelnika, która sprawiła Pani najwięcej radości?

 

Åsa Lind: Było bardzo wiele takich wiadomości. Podam przykład z Polski. Historia opowiada o całej rodzinie, ale akurat ze mną rozmawiał tata. Podpisywałam wtedy książki, a przede mną była bardzo długa kolejka. Tata podchodzi, gdzieś tam z tyłu stoi też mama z dwójką dzieci. I tata mówi: „zmieniła Pani nasze życie”. A ja mechanicznie odpowiadam: „o super, super” i podpisuję dalej. Wtedy on widzi, że ja nie do końca słucham. Klepie mnie po ręce, żeby zwrócić moją uwagę, patrzy mi prosto w oczy i mówi poważnie: „Nie rozumiesz. Zmieniłaś nasze życie. Zmieniłaś naszą rodzinę”. Potem opowiada trochę bardziej szczegółowo o tym, co się wydarzyło. Oboje byliśmy tak wzruszeni, że niemal płakaliśmy. To się stało takie realne, namacalne. I wiem też, że ja, jako czytelniczka, doświadczam takich bardzo głębokich poruszeń i wówczas mnie to nie dziwi. Kiedy jednak sytuacja się odwraca i czytelnicy moich tekstów autentycznie doświadczają tego, co napisałam, to mi się wydaje dziwne.

 

Kiedy pisałam Piaskowego Wilka, przyświecał mi pomysł na napisanie książki do głośnego czytania. Wiele pracy włożyłam więc w to, żeby napisać tekst, który dobrze by się czytał. W jakimś sensie książka czytana głośno staje się medium – pośrednikiem pomiędzy osobami. Dla mnie to też było cenne doświadczenie. To są takie opowiadania, które mnie z kolei bardzo poruszają.

 

A.Z.: A co najbardziej lubiła Pani czytać swojej córce?

 

Åsa Lind: Czytanie moich tekstów zdecydowanie było hitem (śmiech). Ponieważ wykorzystywałam córkę jako recenzenta. Była pierwszą osobą, która oceniała te teksty. Czasem wołałam „chodź, chodź, powiesz mi, czy powinnam napisać tak, czy tak”. Ale na szczęście miałyśmy też inne doświadczenia wspólnej lektury. Jedną z autorek, które sprawiły bardzo wiele radości zarówno córce, jak i mnie była Barbro Lindgren.
Od Tłumaczki: Jest to autorka, której akurat te teksty, o których Åsa mówi, nie zostały przetłumaczone na język polski. Jednak w wydawnictwie Zakamarki jest seria książek obrazkowych o Bolusiu autorstwa Barbro Lindgren.

 

A.Z.: Dla swojej przyjemności - co Pani lubi czytać?

 

Åsa Lind: Wszystko. Akurat teraz jestem w trakcie lektury Sinclair Lewis. Ostatnio czytałam książki Hanny Krall, Jamaici Kincaid. Oczywiście czytam też dużo literatury dla dzieci i młodzieży i bardzo ją lubię. Zdarza mi się także wybierać książki według kryterium wielkości. Myślę: „a teraz mam ochotę przeczytać grubą książkę”. Chętnie sięgam po różnego rodzaju teksty. Także po takie, których do końca nie rozumiem.


A.Z: Na ile języków zostały przetłumaczone Pani książki?

 

Åsa Lind: W tej chwili jest to mniej więcej 20 języków.


A.Z.: W tych wszystkich krajach bywa Pani na spotkaniach z czytelnikami?

 

Åsa Lind: Nie, byłam w kilku krajach. Na górze listy znajdują się Polska, Turcja i Włochy. To są kraje, w których moje teksty zyskały największą popularność. Myślę, że ma to też związek z tłumaczeniami i wydawcami. To są na pewno bardzo ważne czynniki sprawiające, że książka zaistnieje.

 

Oczywiście może się tak zdarzyć, że tekst nadaje się mniej lub bardziej do przetłumaczenia na dany język. Uwarunkowania języka docelowego mogą grać dużą rolę. Istnieją takie pary języków, które są dość problematyczne. Na przykład tłumaczenie szwedzkich tekstów na język francuski, który z natury dąży do tego, żeby ozdabiać, upiększać. Ten problem dotyczy także języka włoskiego, ale tam akurat tłumaczowi udało się bardzo dobrze balansować, znaleźć taki styl, który jest pośrodku. Cztery moje książki są już w tej chwili przetłumaczone na język koreański. W tym języku tłumaczenia nie jestem w stanie ocenić (śmiech).

 

A.Z: Zapytam jeszcze o spektakl „Piaskowy Wilk” w Teatrze Lalka. Czy zamysł Reżyserki – Julii Szmyt pokrywa się z Pani wizją?

 

Åsa Lind: Nie mam pojęcia, co wydarzy się jutro na scenie. Rzeczywiście spotkałam Julię i chyba bardziej chodzi o swego rodzaju zaufanie i przekonanie (które wynika też ze spotkania) co do profesjonalizmu i pomysłu. Jeśli spotkanie z osobą, która ma pracować nad moim tekstem skutkuje właśnie takim poczuciem pewności, to oddaję całkowicie projekt w jej ręce. Czuję się zupełnie bezpieczna. Wydaje mi się, że to jest taka intuicja, która jest dość spolaryzowana. To znaczy: albo tak, albo nie. Zdarzało mi się odmawiać współpracy właśnie idąc za przekonaniem, że to nie wyjdzie.

 

Poczucie bezpieczeństwa wynika także z tego, że spektakl będzie miał miejsce w Teatrze Lalka w Warszawie. Jestem niesłychanie szczęśliwa, że właśnie ten tekst wybrano, że chciano się zająć „Piaskowym Wilkiem”. Teraz wracamy do tego pytania „jak to jest pisać dla dzieci”. Trzeba pisać dobrze i chyba tak samo jest z teatrem. To musi być po prostu dobrze zrobione. Wracamy też do konceptu szczerości. Chodzi o przekonanie, że u podstaw działania leży chęć zrobienia czegoś świetnie i szczerze. Z niecierpliwością wyczekuję premiery i jestem ciekawa, co zobaczę na scenie.

 

 

W spotkaniu uczestniczyła i tłumaczyła rozmowę Agnieszka Stróżyk, która przełożyła książki Autorki ze szwedzkiego na polski.


W Polsce nakładem wydawnictwa Zakamarki ukazały się następujące pozycje Autorki: „Chusta babci”, „Piaskowy Wilk”, „Piaskowy Wilk i ćwiczenia z myślenia”, „Piaskowy Wilk i prawdziwe wymysły”, „Raz, dwa, trzy, Piaskowy Wilk”.

 

Z Åsą Lind rozmawiała Antonina Zarzyka.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły książkowe

Warto zobaczyć