Warszawa

Rowerowa wyprawa na Bornholm

Rowerowa wyprawa na Bornholm razem z dziećmi była pierwszą tego rodzaju.

 

Wszyscy łapali się za głowę, gdzie z dziećmi (dziewczynki wtedymiały 2 i 4 lata), gdzie pod namiot, gdzie dzieci w przyczepkach, a bagaże na rowerze! Pomimo tego zdecydowaliśmy się i była to niesamowita przygoda. A nasze dzieci, zapytane, jak spędzamy wakacje, odpowiadają - jedziemy na rowery.


Bornholm jest idealnym miejscem na tego typu wyprawy. Doskonale przygotowany dla rowerzystów, przyjazny dzieciom, spokojny i dla wprawionych rowerzystów całkiem prosty do przejechania. Wyspa jest mała i w tydzień można zajrzeć w naprawdę wiele kątów. A jest co oglądać...

 

Wypływaliśmy promem ze Świnoujścia. Samochody zostawiliśmy w Polsce, a na prom zabraliśmy siebie, dzieci, rowery i przymocowane do nich bagaże. Dzieciaki promem zachwycone, dużo miejsca, tajemniczych zakątków, piętrowe łóżka w kabinie (o, to był hit!), animatorzy. Nie było nudy.

 


Każdej nocy spaliśmy w innym miejscu, ale nie na zorganizowanych kempingach, ale u ludzi na podwórkach, polach, łąkach. Tam, gdzie pozwolili. W Internecie krąży lista gospodarstw, do których można zapukać i za wrzucenie do słoiczka sumy o wiele mniejszej niż za tradycyjne pole namiotowe można przenocować, nie załamując rodzinnego budżetu. Ok, wygód nie ma, ale chyba nie po to jedzie się w podróż rowerową.


Kiedy jeździ się po Bornholmie, ma się wrażenie, że ścieżek rowerowych tam więcej niż normalnych dróg. Można zapomnieć o dudniącym ze strachu sercu, które bije jak oszalałe podczas podróżowania po Polsce, nie spotkacie się również z wygrażającymi kierowcami aut. Rowerzysta na Bornholmie to prawie „święta krowa”.  Tak święta, że przy drodze może się i najeść, i ugasić pragnienie. Co chwila spotyka się małe straganiki z owocami, warzywami, małe lodówki z zimnymi napojami. Uwaga! Polacy mogą przeżyć szok. Przy tych straganikach nikt nie stoi. Straganik stoi sam, z karteczką, ile trzeba wrzucić do słoiczka. I tyle! Można się tą atmosferą zachłysnąć. Zapomina się o przypinaniu roweru, chowaniu cennych rzeczy. Nie da się zobaczyć zaniedbanych gospodarstw rolnych, dziur w drogach, firan w oknach też nie ma. :)

 

 

To samo wybrzeże, a jednak zupełnie inna bajka. Na plażach jest cicho. I okazuje się, że na tym przecudnym miałkim złotym piasku można wypoczywać bez parasoli, parawanów, głośnej muzyki, animatorów skaczących po plaży, przekąsek i grilla. Po prostu usłyszycie morze, piękne ogromne morze. I zobaczycie je w pełnej krasie, ponieważ nie ma konieczności przebijania się przez setki straganów z tandetnymi pamiątkami.

 

Podróżowaliśmy wśród zabytkowych kościołów, zadbanych kolorowych domków o szachulcowej konstrukcji, wiatraków, ogromnych głazów, przez piękne lasy. Zajeżdżaliśmy do maleńkich portów, tętniących muzyką staruszków-jazzmanów.  Wokół nas zarówno piękne plaże, jak i wysokie urwiska. Jedliśmy produkowane tam pyszne cukierki, karmiliśmy się w pobliskich wędzarniach. Jeść, nie umierać!

 

 

Byliśmy i w NaturBornholm  - nowoczesnym muzeum przyrodniczym, gdzie przeżyliśmy symulację trzęsienia ziemi i dotykaliśmy wszystkiego. Byliśmy też w Sommerfuglepark – cieplarni w Nexo. Nad głowami, wśród niesamowitej zieleni fruwały wielkie kolorowe motyle i ptaki. Można obserwować życie mrówek. Wielką frajdą dla dzieci był również Joboland – ogromny park rozrywki: basen, zjeżdżalnie, łódki, tory przeszkód, mini zoo. Nad wszystkim królowały ogromne ruiny średniowiecznego zamku w Hammershus.

 

Naprawdę, tęskni się za dziką naturą, ale jednak wielkim porządkiem. Za szybką jazdą oczyszczającą głowę, nawet za pchaniem rowerów pod strome górki. Za gotowaniem na trawie, kolacjami na plaży, wiatrakami i przydrożnymi galeriami. Za wielką przestrzenią, której nikt nie obstawiał zakazami.

 

Beata Ostrowska

 

Komentarze

W przyszłym roku jedziemy na Bornholm!!

dodany: 2012-10-04 10:46:57, przez: Zewa

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć