Najpierw nosisz je pod sercem przez dziewięć dłuuugich miesięcy. Puchną Ci stopy, bolą krzyże, a maluch tak się wierci (ku rozpaczy Twojego pęcherza i żeber), że wróżysz mu karierę boksera. Aż wreszcie pojawia się na świecie - śliczny, różowy, pachnący. Zalewa Cię fala miłości, pękasz z dumy i jesteś przekonana, że od teraz Twoje życie będzie idealne... a przynajmniej tak mówią inni (zwłaszcza ci bezdzietni). Czy macierzyństwo to „kraina” mlekiem i miodem płynąca? Czy dziecko to tylko różowe sukieneczki, malutkie rączki i słodki uśmiech?
Otóż - nie do końca. Oczywiście, macierzyństwo miewa smak cistka z lukrem, ale bardzo często smakuje również jak... herbatka z piołunu. Zwłaszcza, gdy nie spałaś od kilku miesięcy i zdumiewa Cię fakt, że wciąż żyjesz. Albo gdy Twój dwulatek kładzie się na środku supermarketu i daje koncert głośniejszy niż niejedna filharmonia. Albo gdy mówią Ci, że nie masz prawa być zmęczona/sfrustrowana/wściekła, bo przecież dziecko to CUD.
Line Severinsen z Bergen, ilustratorka, animatorka i matka dwójki dzieci, w zabawny sposób pokazuje blaski i cienie macierzyństwa. Swoje rysunki prezentuje na koncie na Instagramie @kosogkaos oraz w książce „I’m So Pregnant”.
Polecamy wszystkim Rodzicom, którzy chcą uciec z własnego domu!
I tak wiemy, że kochacie swoje pociechy najbardziej na świecie! :)