Dzieci uwielbiają zwierzęta, co przekłada się oczywiście na ich preferencje literackie. A jako, że nie tylko książki o kotkach i pieskach cieszą się ich szczególnym uznaniem, autorzy prześcigają się w tworzeniu zwierzęcych bohaterów, budując niezwykłe historie o jaszczurkach, myszach, fretkach, dżdżownicach i wielu, wielu innych.
Na szczególną uwagę, zasługuje jednak klasyk – mianowicie krowa. Nie o pierwszej lepszej krowie tutaj mowa. Ta wyszła spod ręki Alexandra Steffensmeiera, otrzymała imię Matylda i od tej chwili zaczął się jej wielki podbój… Chciałabym napisać, że dziecięcy serc, ale to nie prawda, bo krowie Matyldzie oprzeć się nie można i nawet najbardziej dorosły rodzic, wiecznie zajęty dziadek, czy wielkomiejska ciotka, czytając Matyldę czuje, że dzieje się magia.
Na czym zatem polega fenomen krowy Matyldy? Co sprawia, że sięgamy po kolejną część i z każdą kolejną czujemy się bardziej sielsko?
Po pierwsze: sielskość owa właśnie
Nie wiem, czy autor mieszka na wsi, czy spędzał na niej każde wakacje jako dziecko, ale to co robi jest prawdziwym przeniesieniem czytelnika w przestrzeni. Z zabieganego życia, pełnego trosk i zbyt wielu możliwości, wśród których bezustannie musi wybierać i z sytuacji w których cały czas musi coś udowadniać, po przewróceniu pierwszych stron trafia do gospodarstwa, gdzie wszystko jest proste, a rządzące nim prawa są dla wszystkich naturalne i akceptowalne. Tu nie znajdziemy psów, które prowadzą rozważania dotyczące swej tożsamości, ani kretów ratujących świat, nie ma też żadnych innych komplikacji. Jedyne, które się pojawiają wynikają z samego codziennego życia… i kreatywności zwierząt.
Po drugie: nie ma nudy!
Sielskość w tych przestymulowanych czasach może komuś kojarzyć się z nudą, a nauczono nas, że nuda jest stratą czasu i że jest największym wrogiem dzieci… No cóż, warto byłoby wspomnieć w tym kontekście, że wszystkim nam, w szczególności dzieciom takie chwile nudy są bardzo potrzebne… Jak się jednak okazuje, codzienne obowiązki w gospodarstwie gwarantują ogromne urozmaicenie. Wystarczy przejrzeć kolejne części, by przekonać się, że zawsze coś ciekawego tam się dzieje. Co prawda jedna z części „Krowy Matyldy” jest właśnie nudzie poświęcona, ale znakomicie w niej widać jak kreatywnie Matylda problem rozwiązała.
Po trzecie: problemy bliskie świata dziecka
Poszukiwanie kryjówki, pokusa udawania chorej nieco dłużej niż to konieczne, rytuały, potrzeba przynależności do grupy i uzależnienie posiadania dobrego humoru, od poczucia, że jest się lubianym i ważnym dla pozostałych… Poza tym niechęć do kąpieli, zbyt skuteczna kryjówka w zabawie w chowanego… to kluczowe problemy Matyldy, ale przecież także przedszkolaka. To co czyni z książek Steffensmeiera prawdziwą perełkę to obieranie zupełnie nieoczywistych kierunków fabularnych. Historie, pomimo, że bardzo proste i niedługie, zaskakują i śmieszą, a najczęściej wzruszają. Sprawiają nie tylko, że odnajdujemy się w opisanych sytuacjach, ale także bardzo chcielibyśmy się przenieść do gospodarstwa i dołączyć do tej sympatycznej ekipy.
Po czwarte: atmosfera ciepła i przyjaźni
Atmosfera jest czymś bardzo szczególnym w opowieściach o Matyldzie. Od pierwszych stron czujemy, że jest to dom, szeroko rozumiany, jako przestrzeń bezpieczna, współtworzona przez wszystkich mieszkańców, przestrzeń ciepła i pełna wrażliwości na drugie stworzenie. Tu gatunki się zacierają, bo o ile troska gospodyni o zwierzęta jest naturalna, to troska zwierząt o gospodynie czy siebie nawzajem przypomina po prostu rodzinę, w której nie ważne czy wszystko idzie zgodnie z planem, byle wszyscy byli razem i cieszyli się chwilą (nawet na czubku drzewa).
Po piąte: komedia omyłek
Jak w życiu, tak i w gospodarstwie zdarzają się pomyłki, niezawinione, a nawet przeciwnie, pomimo szczerych chęci i ciepłych uczuć. Nic dziwnego, że nie robią nikomu nic złego. Pomieszane prezenty świąteczne cieszą tak samo i nie ma sensu tłumaczyć, że miało być inaczej, przecież najważniejsza jest pamięć o kimś i intencje. Znów nie jest idealnie, ale jest dobrze, dokładnie tak jak powinno.
Po szóste: spokój i wyrozumiałość
Kto nie chciałby mieć takiej gospodyni za… no choćby sąsiadkę. Ciepła, serdeczna, wyrozumiała, nie potrafi się gniewać. Ma w sobie niezwykłą witalność i spokój jednocześnie, a do tego piecze fantastyczne domowe ciasto ze śliwkami. W jej obecności odpoczywamy, nawet jeśli jest wyłącznie na kartach książki.
Po siódme: urok Matyldy.
Ta krowa jest wyjątkowa, ale także bardzo autentyczna. Nie jest jedynie kostiumem dla problemów dziecka, bo to krowa z krwi i kości – wielka, ciepła, pachnącą sianem. Tak, ciepło Matyldy niemal się czuje, niemal usuwamy się, gdy nieco niezdarnie wpycha się do łóżka gospodyni. Jej wielkie oczy maja w sobie bezgraniczną dobroć i tylko czasem pojawia się w nich chęć przygody. Śledzimy wtedy jej poczynania i choć jesteśmy ciekawi, co się wydarzy, czekamy by wróciła już do domu, do obory, zasnęła na słomie otoczona przez przyjaciół, bo tam jest jej miejsce. I to jest dobre.
Tak można by było wymieniać długo, bo Matylda jest majstersztykiem literackim, choć przeznaczonym dla najmłodszych dzieci. Warstwa ilustracyjna nie ustępuje tekstowi. Detaliczne, zrozumiałe i optymistyczne ilustracje piszą wiele dodatkowych historii poprzez zaproszenie do przyglądania się detalom. Można spędzić godziny przyglądając się kolejnym bohaterom, którzy choć mniejsi od Matyldy, mają na ilustracjach swoje własne zajęcia, swój własny charakter, swoje zwariowane pomysły. To sprawia, że książki nie znudzą małych czytelników, a dorośli docenią ilustratora przy n-tym czytaniu tej samej historii.
Aby przewrotnie oddać autorowi sprawiedliwość i mam nadzieję jeszcze bardziej Państwa zachęcić, dodam, że nie ma w tej serii tematów tabu. Nie porusza ona problemów społecznie aktualnych i zwyczajnie będących sporym wyzwaniem dla dziecka. Ona uspokaja, wycisza, wywołuje uśmiech, daje poczucie bezpieczeństwa. Każdą kolejną stroną, mówi małemu człowiekowi, że są pewne prawa, które regulują nasze życie, które sprawiają, że nie ma się czego obawiać, można spokojnie je eksplorować. To ogromna wartość dla dziecka w wieku przedszkolnym.
A co z dorosłym czytelnikiem… Kocha „Krowę Matyldę”, bo jej lektura jest niczym ciepły koc, albo wizyta gospodyni z pachnącym ciastem śliwkowym po męczącym dniu.