Warszawa

Wielokulturowość w szkole – szansa czy zagrożenie?
Warszawa Inne

Wielokulturowość w szkole – szansa czy zagrożenie?

Wpis archiwalny

- Pani Dyrektor, czy polskie szkoły są gotowe na przyjęcie dzieci uchodźców?
- Moim zdaniem jest jeszcze wiele do zrobienia. Gotowość do przyjęcia dzieci uchodźców oznacza przecież nie tylko zagwarantowanie im miejsc w klasach. Potrzebne jest opracowanie całościowej koncepcji kształcenia takich dzieci. To z kolei niesie ze sobą konieczność wyedukowania nauczycieli i uczniów, ale też działań edukacyjnych skierowanych do społeczności lokalnej – by nie okazało, że nagle ze szkoły, do której skierowani zostaliby uchodźcy, rodzice zabiorą swoje dzieci.


- Pytam o oto, bo Pani, jako dyrektor Międzynarodowej Szkoły Argonaut, ma już doświadczenie pracy z dziećmi obcokrajowców.
- Tak, spory procent naszej szkolnej społeczności tworzą dzieci pochodzące spoza Polski. Oczywiście, nie są dzieci uchodźców, ale pochodzące z rodzin, które mieszkają w Polsce już od pewnego czasu, tu pracują i tu zapuszczają swoje korzenia. Tym niemniej rzeczywiście, doświadczenie pracy z dziećmi z różnych kultur już mamy.


- I jak ono wygląda? Łatwiej byłoby, gdyby wszyscy uczniowie byli rdzennymi Polkami?
- Może i łatwiej, ale na pewno nie byłoby tak ciekawie.  Międzynarodowe środowisko ubogaca szkołę, ale oczywiście rodzi też spore wyzwania – dla nas, nauczycieli, jak i uczniów.


- Proszę podzielić się jakimiś przykładami.
- Weźmy Wietnamczyków. To bardzo zdolne dzieci, doskonale się asymilują – znacznie lepiej niż ich rodzice. W praktyce wietnamski uczeń komunikuje się w języku polskim czy angielskim nieporównywalnie sprawniej niż ich rodzic. Łatwiej nam zatem porozumieć się z rodzicami za pośrednictwem dzieci – tylko czy możemy mieć pewność, że uczeń nie pominie w tłumaczeniu treści niestawiających go w najlepszym świetle? (śmiech) 


- A z problemów poważniejszych?
- Problemy z dziećmi z Wietnamu, Chin, z krajów muzułmańskich, ale też z Europy Zachodniej czy Ameryki, bo i takie uczęszczają do naszej szkoły, nie są większe ani mniejsze niż te związane z dziećmi polskimi. Zdecydowaliśmy się na otwarcie placówki międzynarodowej po to, by wykorzystać szanse rozwoju, jakie daje taka kulturowa różnorodność.


- Czyli...?
- Chociażby kompetencje językowe. Często dziecko – obcokrajowiec, przynajmniej na początku, lepiej posługuje się językiem angielskim niż polskim. W tym języku, w relacjach z nim, porozumiewają się jego koledzy z klasy – także jest to doskonałe ćwiczenie języka obcego w praktyce. Co więcej, polskie dzieci same mogą też opanować podstawy języka narodowości, z której nowy uczeń pochodzi.


Polskie dzieci poznają przy okazji inne kultury, religie – wspólnie obchodzimy w szkole różne święta. Dzieci są bardziej otwarte na świat, lepiej przygotowane do tego, by w przyszłości pracować w globalnej wiosce – bo ogólnoświatowe wymieszanie kultur, narodowości, tradycji – niezależnie od tego, czy się nam to podoba, czy nie – jest już faktem.


- A nie jest tak, że „inne” dziecko jest odrzucane przez grupę?
- Nie, ale to też jest wynik wytężonej pracy naszych pedagogów. Dziecko, które dołącza do grupy jednolitej narodowościowo, wymaga szczególnej empatii, pomocy i otwartości. Nauczyciele ukierunkowują więc pozostałych uczniów na to, by stali się wrażliwi na potrzeby nowego kolegi – udzielali pomocy językowej, wspierali w odrabianiu pracy domowej czy pomagali na szkolnym korytarzu.

Rolą nauczyciela jest również zapobieganie potencjalnym niebezpieczeństwom związanym z nowym uczniem. Bariera językowa i kulturowa może nastawić go negatywnie względem reszty dzieci. A jeżeli do klasy dołącza grupa obcokrajowców, istnieje zagrożenie stworzenia się odizolowanych od siebie społeczności, przez co zaprzepaszczona zostanie szansa na wymianę kulturowo-obyczajową.

 

- O to właśnie chciałem zapytać. Polacy obawiają się, że pochodzące z innych kultur dzieci nie będą przestrzegać naszych standardów zachowań, także w szkole.

- Oczywiście, jest takie ryzyko. Wiele zależy od tego, w jaki sposób szkoły i nauczyciele przygotowani zostaną na przyjęcie obcokrajowców.

Przykładowo, prostą, ale wymagają konsekwentnego realizowania, metodą pedagogiczną może być stworzenie w klasie kodeksu dobrego zachowania. Kodeks określi konkretne zasady, np.  „mówimy do siebie z szacunkiem, używamy miłych słów, mówimy bez podnoszenia głosu, oddajemy pożyczone przedmioty, pomagamy sobie nawzajem w odrabianiu lekcji” a z drugiej strony: „powstrzymujemy się od wulgaryzmów, przezwisk, krzyków, bicia, popychania itd.” Kodeks taki, jako obowiązujący każdego bez wyjątku, z jednej strony zniweluje obawy wobec nowego kolegi, czy on będzie się zachowywał odpowiednio, z drugiej zaś pokaże mu, jakich zachowań się od niego oczekuje. A wszystkim zapewni to poczucie bezpieczeństwa i komfortu, bo nic tak nie porządkuje i uspokaja świata dzieci, jak jasne wskazanie, które zachowania są właściwe, a które nie.

 

- Reasumując, wielokulturowe klasy to bardziej szansa czy zagrożenie dla dzieci?

- Jednoznacznej odpowiedzi nie udzielę. W naszej szkole, gdzie pracujemy z dziećmi osób, które przybyły do Polski nie jako uchodźcy czy zdesperowani imigranci, ale jako przedsiębiorcy, wykwalifikowani menedżerowie czy dyplomaci, i gdzie nauczyciele są przeszkoleni, obeznani z pracą z takimi dziećmi, niewątpliwie jest to wielka szansa. To, jak sytuacja wyglądać będzie w szkołach publicznych, zależy od odpowiedniej edukacji kadry pedagogicznej, wcześniejszego przygotowania dzieci i rodziców, i rzecz jasna – od postawy samych uchodźców.

 

- Dziękuję za rozmowę! 

Wydarzenia w Warszawie

Przeczytaj również

Warto zobaczyć