Warszawa

Niezwykła moc kołysanek

Kto z nas ich nie ma? Zdjęcia z dzieciństwa: bobas na brzuchu mamy, bobas na kolanach, na rękach... to nasze dzieci albo my sami kilka (?) lat temu... świat się kręci ciągle w tę samą stronę, czasem tylko mamy wrażenie, że przyspiesza. Jednak czas spędzony w ramionach (na kolanach, na brzuchach) rodziców jest zawsze podobny.

Zdjęcia wszystkich pokoleń pokazują to samo, choć niestety są nieme. Gdyby brzmiały, zapewne z wielu płynęłaby kołysanka. Czy tak jest w waszych domach? Mamy, czy śpiewacie swoim dzieciom?

 

Tak wiem, w poprzednim artykule byłam dość zasadnicza jeśli chodzi o to co i jak należy dzieciom śpiewać (czysto i najlepiej zawsze tak samo), teraz muszę trochę uelastycznić stanowisko. Widok zasypiającego malucha ma szczególną siłę perswazji, zmiękczy każdego, a kołysanki rządzą się własnymi prawami.

Przyjrzyjmy się im przez chwilę na chłodno, jakie są? Jakie mogą być? Skąd się biorą? Oczywiście jest ich pewnie tyle, ile mam na świecie, a przynajmniej tak bym sobie życzyła. Są kołysanki spisane i te, które tylko pamiętamy; są takie które doczekały się sławy i nagrań (niektóre nawet zarabiają na siebie! To się nazywa dorosłość); są też takie, które kołysanki tylko udają.

Kołysanki płyną również spod piór uznanych kompozytorów - zazwyczaj z ich własnych doświadczeń (jak cudowna Kołysanka dla Okruszka Seweryna Krajewskiego czy Tears in heaven Erica Claptona, Kołysanka dla Stasia Anny Marii Jopek). Wiele znajdziemy na strychach tradycji ludowej (nieśmiertelna Gute nacht - kołysanka Brahmsa, nasze polskie Słoneczko już... ), mnóstwo też nowych powstaje. Są różne w różnych krajach, kulturach (magiczne, zawieszone w czasie kołysanki Indian północnoamerykańskich, czy te afrykańskie, które od razu brzmią jak „projekt” na kilka rodzin i bęben! Kołyszą, choć są na 4/4).

 

Co zatem sprawia, że kołysanka jest prawdziwa, że jej uwierzymy? Bo nie da się ukryć, że jest to forma muzyczna szczególnego zaufania społecznego. Zapewne znajdzie się tu wiele odpowiedzi i wiele kryteriów, ale chyba najważniejsze to szczerość i miłość, czyli przekładając na język muzyki – prostota i zrozumiałość.

 

 

 

Kiedyś miałam swój krótki niezawodny przepis – powinna być na 3/4 czyli w rytmie kołyszącym, powinna mieć niewiele dźwięków i wszystkie takie, które mogę zaśpiewać. Doświadczenie zweryfikowało parę rzeczy (w tym metrum) od kiedy posłuchałam kołysanek innych muzycznych kontynentów. W mądrych książkach jeszcze przeczytałam: dobrze jeśli melodia jest opadająca. Trudno się z tym nie zgodzić - od dawna bowiem ludzie piszą traktaty i rozprawy, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego muzyka wzrusza, uspokaja, pobudza; od dawna szukają, jak alchemicy, receptury na doskonałą pieśń bojową i miłosną. Na kołysankę również, pewnie stąd to zalecenie.

 

Jednak kołysanka to coś więcej niż dokładny skład procentowy muzycznych ingrediencji takich jak rytm, melodia, tempo. Kołysanki mają pierwiastek, który sprawia, że nawet jeśli wszystkie inne zawiodą on jeden zadziała – matczyny głos, jeden i niepowtarzalny. On ukoi nawet gdyby wszystko inne było fałszywe (tak!), gdyby muzycznie kołysanka nie miała wcale sensu. Kołysanka to język bardzo intymny, jest niemal jak dotyk, tylko jeszcze bardziej czuła. Kołysanka buduje więź emocjonalną między mamą a maluchem, mówi „jestem przy tobie” nawet wtedy kiedy jest to niemożliwe.

 

Skąd mam na to dowody, skąd to wiem? Pomijam doświadczenia pokoleń, bo ta odpowiedź może nie zadowolić dociekliwych. Odwołam się do nauki i przytoczę wyniki badań Janel Caine z 1991* nad reakcjami wcześniaków na muzykę. Nie ma co tłumaczyć, że urodzone przed czasem dzieci nie tylko muszą nadrobić zaległości w rozwoju fizycznym, ale są również skazane na rozłąkę z mamą, co w tym wieku często bywa śmiertelne. Kołysanki podawane na oddziale szpitalnym niemal jak pokarm (bo w porach karmienia) nie tylko uspokajały, ale też przyspieszały rozwój, przyrost wagi, redukowały bardzo częste wśród wcześniaków problemy związane z niedotlenieniem. Jednym słowem dzieci, którym grano kołysanki szybciej opuszczały oddział. Głos mamy prezentowany w czasie pobytu w szpitalu powodował poprawę w rozwoju motorycznym i werbalnym. Był to efekt bardzo długotrwały. Dlatego drogie mamy – nie bójcie się śpiewać dzieciom, do snu i nie tylko. Śpiewajcie jak umiecie najpiękniej, bo to będzie najpiękniej.  Dramatyczny wątek ze szczęśliwym jednakże zakończeniem, który przytoczyłam jako argument za, niech będzie zachętą, a nie przestrogą.

 

W następnym artykule napiszę jak dzieci mogą reagować na muzykę. Czy zawsze jest to radość? Czy muzyka może rozwijać, kiedy pobudza, a kiedy uspokaja i co tak naprawdę „jest muzyka” (trawestując słowa Stachury).

 

 

 

Autor tekstu:

Agata Stawska – muzykolog, muzykoterapeutka, prowadzi umuzykalniające zajęcia dla dzieci w Krakowie oraz zajęcia muzykoterapeutyczne w ośrodku Koła Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Myślenicach.

 


* informacje o badaniach zaczerpnęłam z książki Podstawy muzykoterapii (red. K. Stachyra), Lublin 2012

 

 

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć