Warszawa

Dlaczego wspinanie się to fajna forma spędzania czasu?

Dlaczego wspinanie się to fajna forma spędzania czasu?

Luźne przemyślenia „mamy spod ściany”, czyli o wspinaniu się okiem laika

 

Parę tygodni temu otworzyliśmy najbardziej rozwiniętą ścianę wspinaczkową w Krakowie, jak nie w Małopolsce. Wysokie 12-metrowe ściany, możliwość trenowania wszystkich trzech rodzajów wspinania, tj. z liną, na czas i na boulderach, dodatkowo obiekt czysty (świeżutkie szatnie, toalety, prysznice), jasny (piękne świetliki w dachu i wielka "dziura światła" w postaci otwieranej latem i wiosną bramy transportowej), z przestrzenią dla wspinaczy, zarówno na ścianach, jak i pod ścianami. Na miejscu sklepik z napojami, miejsce do odpoczynku, internet bezprzewodowy. Łatwy dojazd z centrum komunikacją miejską.

 

Środowisko wspinaczkowe – grupa wysportowanych dwudziestokilkulatków wspinających się regularnie i intensywnie już o nas wie – większość z nich z niecierpliwością czekało na otwarcie, by w trakcie zawodów własnymi rękami dotknąć świeżutkich chwytów.

 

 

Ale my od początku chcieliśmy dotrzeć także do nieco innej grupy ludzi… przyświeca nam idea odczarowania wspinaczki jako sportu bardzo wymagającego, wręcz wyczynowego, a przy tym niebezpiecznego, zarezerwowanego wyłącznie dla wąskiej grupy "młodych i silnych".

 

Chcemy promować wspinanie rekreacyjne - zainteresować tym sportem ludzi takich jak my, w wieku 35+, z dziećmi, marzy nam się, aby odwiedzały nas całe rodziny, które w ten sposób mogą aktywnie spędzić razem czas.

 

Wspinaczka to nietypowy sport zespołowy, gdzie ludzie walcząc w pojedynkę pozostają w bliskości z innymi. Potrzebujesz zaufanego kumpla do asekuracji. Przyda Ci się dopingujący głos z dołu, zachęcający do walki ze ścianą i z sobą. A gdy już zjedziesz na dół, chętnie podzielisz się swoimi emocjami z przyjaciółmi. Odpoczywając przed kolejnym wyjściem znajdziesz chwilę na krótką rozmowę i obejrzenie innych wspinaczy w akcji.

 

Wspinaczka to także sport dający możliwość dopasowania rytmu i tempa do człowieka. Osobiście nie cierpię sportów akordowych, czyli takich, przy których ktoś lub coś mnie pogania, np. biegania czy zajeżdżania na rowerze na czas i na maxa. We wspinaczce możesz biegać na czas, ale nie musisz. Możesz spokojnie zdobywać kolejne trasy, przemyśleć każdy kolejny krok, doskonalić, wręcz delektować się techniką, stopniowo przygotowywać swoje ciało do kolejnych wyzwań. Masz czas, aby skupić się na sobie.

 

 

Wspinaczka to sport dla wszystkich – kobiet, mężczyzn, dzieci i osób dojrzałych. Miłość do tej dyscypliny bądź rozczarowanie nią objawia się u nowicjuszy w sposób kapryśny. Nie ma znaczenia płeć, wiek, waga czy aktualna kondycja. Musisz spróbować, żeby wiedzieć czy Cię to kręci. 

 

Wspinaczka to także adrenalina(!), na którą składają się wysokość, wysiłek, konieczność zaufania drugiej osobie, satysfakcja ze zdobycia szczytu, doświadczenie strachu lub braku kontroli, gdy odpada się od ściany. 

 

Wreszcie wspinaczka to świetny sport ogólnorozwojowy. Rozgrzewka przed wspinaniem to rozciąganie i wzmacnianie wszystkich podstawowych partii mięśniowych, żadnych skomplikowanych ćwiczeń, wręcz szkolny wuef, a jakże pozytywnie odczuwalny przez nasze ciało. Twój kręgosłup pokocha Cię za tych kilka prostych ćwiczeń, ale za to poprawnie wykonanych, bo pod czujnym okiem wyszkolonego trenera. Samo wspinanie to spokojny wysiłek dla całego ciała wspomagający koordynację, zwinność, budujący wytrzymałość i siłę, dobra alternatywa ruchowa w zimie, jako uzupełnienie innego rodzaju treningu.

 

Nigdy wcześniej nie próbowałam wspiąć się na jakąkolwiek ścianę. Już nie tak młodej (trzydziestokilkuletniej), pracującej mamie trójki dzieci w ogóle nie przyszło to do głowy. Myślałam, że sobie nie poradzę – w końcu sport ekstremalny, a do tego wymagający niebywałej siły rąk. Tymczasem z dawnych lekcji wuefu pamiętałam, że rączki mam raczej jak wierzbowe gałązki: długie, chude, wiotkie i słabe. Ale zaskoczyła mnie reakcja kilku moich koleżanek, które, choć w podobnej sytuacji życiowo-rodzinnej, bardzo chciały spróbować.

 

I tak to się zaczęło – spróbowałyśmy! I osiągnęłyśmy sukces! Satysfakcja, że się nam udało wspiąć. Duma z tego, że wciąż jeszcze dajemy radę. Radość z nowych doznań, z faktu że poznajemy coś nowego (większość z nas dawno się niczego zupełnie nowego nie uczyła). Uczucie wolności. Poczucie elitarności – w końcu nie jest to zwykły aerobik. Wysiłek, ale i odprężenie dla naszego zmęczonego dziećmi i biurkami ciała. Zastrzyk energii – adrenalina i endorfina razem wzięte.

 

 

I tym sposobem ruszyła kobieca (nie mówimy tu o 20-letnich studentkach) sekcja wspinaczkowa o znamionach klubiku towarzyskiego i może nieco feministycznym zacięciu. To ostatnie w dużym cudzysłowie, bo generalnie kochamy nasz domowy kieracik, tym bardziej, jeśli możemy o nim na chwilę zapomnieć.


Bardzo przypadło mi do gustu wspinanie się. Człowiek ostro się namęczy, aby osiągnąć zamierzony punkt, a satysfakcja z dotarcia na szczyt  jest niepowtarzalna. Wszystkie mięśnie ostro pracują, a tego mi najbardziej potrzeba, ruchu dla siebie po całym dniu zabiegania dla innych - mówi Anna Gąsienica, mama 7-letniego Jasia i 5-letniego Piotrka.

 

Jeżeli w swojej codzienności szukacie szybkich, mocnych i niezwykłych przeżyć, przyjdźcie na ściankę!

 

Autor: Magdalena Plewniak, współwłaścicielka ściany wspinaczkowej Avatar, zapracowana mama trójki dzieci, życiowa optymistka, zapalona pływaczka, miłośniczka opery i włoskiego jedzenia, wyznawczyni dewizy: zrób to dziś bo jak nie zrobisz tego teraz, to nie zrobisz tego nigdy.

 

1/6
1/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej
2/6
2/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej
3/6
3/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej
4/6
4/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej
5/6
5/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej
6/6
6/6
Zajęcia kobiecej sekcji wspinaczkowej

Komentarze

Magda, bardzo fajny artykuł i oddaje świetnie także moje odczucia. Dodam, że jestem jedną z pań należących do kobiecej sekcji wspinaczkowej 35+. Dokładanie to: "adrenalina i endorfina". Najpierw emocje, kiedy stajesz pod ścianą i zastanawiasz się, czy podołasz, potem "w trasie" totalna koncentracja i walka z organizmem, by dosięgnąć do chwytu, a na koniec szczęście i radość, kiedy z wrażenia, że przeszłaś, padasz na materac z trzęsącymi się, jak galareta nogami i "zbułowanymi" rękami. Ewa, bąbli 6, 2 w domu, 4 na dłoniach :)

dodany: 2012-05-31 14:04:24, przez: Ewa

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć