Warszawa

Adopcja = adaptacja

Adopcja = adaptacja

Biologiczne rodzicielstwo. Mówi się o nim wiele i coraz więcej. O jego wadze, znaczeniu, radościach i trudnościach. Poświęca się tony papieru i mnóstwo czasu antenowego na rozstrzyganie kwestii spornych, dotyczących odżywiania się kobiet w ciąży, karmienia piersią i jego znaczenia dla rozwoju dziecka i nawiązywania relacji z matką. Wiemy, że przyszli tatusiowie powinni rozmawiać z jeszcze nienarodzonym maleństwem i uczestniczyć w przygotowaniach do porodu. Rozumiemy, że ciąża jest dużym wyzwaniem emocjonalnym dla przyszłych rodziców, a czas oczekiwania na dziecko jest tak samo radosny jak i wymagający. Coraz większy powszechny dostęp do wiedzy i poradnictwa medycznego pomaga społeczeństwu oswoić się z nową sytuacją. Doskonale. Pytanie tylko, dlaczego tak niewiele uwagi poświęca się rodzinom, dla których prawdziwym wyzwaniem i ogromną trudnością jest NIEposiadanie dzieci?


O ile związki nieformalne są w tej kwestii nieco uprzywilejowane, bo jeśli w ogóle, to roztrząsa się w ich obecności raczej sprawę legalizacji układu partnerskiego, niż posiadania potomstwa, o tyle małżeństwa nie posiadające dzieci często przechodzą przez prawdziwą gehennę. Udziela się nam dobrych rad, licznych wskazówek. Zdarza nam się słyszeć bardzo niewybredne komentarze i instrukcje dotyczące spłodzenia spadkobierców rodu lub wręcz zarzuty, że kariera i wygodne życie są dla nas ważniejsze.

 

Tymczasem NIEposiadanie potomstwa coraz częściej wiąże się z wyzwaniem jakie stawia przed nami los. Coraz więcej osób ma trudności z poczęciem dziecka. W wielu przypadkach to po prostu niemożliwe. Za każdym razem jest to tragedia porównywalna ze śmiercią bliskiej osoby. Zwłaszcza, jeśli marzenia o dużej rodzinie zostają pogrzebane, w naszym mniemaniu bezpowrotnie,  w oparciu o długą diagnostykę i uciążliwe leczenie.

 

Musimy dać sobie wtedy  czas na żałobę, łzy i złość. Nie potrzebujemy wówczas dobrych rad, dotyczących innych możliwości (adopcja, in – vitro). My to wszystko wiemy. Żyjemy na tym samym świecie i znamy wszystkie opcje. Liczymy na wsparcie bliskich i przyjaciół. Na ich obecność. Ale przede wszystkich chcemy przyzwolenia na to, by czuć się tak źle, jak się czujemy. Nie cieszy nas wtedy zdjęcie USG ciężarnej koleżanki ani opowieści o jej pierworodnym. Czasem mamy trudności z wzięciem na ręce nowonarodzonej córeczki kuzynki, a kiedy indziej odwracamy wzrok na widok okrągłego brzucha sąsiadki. To dla nas, zarówno kobiet jak i mężczyzn, bardzo trudny okres, który kosztuje dużo, czasem zbyt wiele.

 

Bywa, że związek nie wytrzymuje takiej próby, zbyt obciążony żalem i poczuciem straty. Bywa również, na szczęście, że po okresie żałoby przychodzi czas na refleksje nad sensem rodzicielstwa i zapala się światełko w długim tunelu. Zaczynamy adaptować się do nowej sytuacji, odkrywać w sobie pokłady energii, których wcześniej nie znaliśmy. Powoli, zupełnie niepostrzeżenie zmienia się nasz stosunek do dawania życia. Przestaje być tylko i wyłącznie biologiczny. Choć tęsknota za posiadaniem „własnego” dziecka nie znika, to obok niej, ramię w ramię, staje chęć przyjęcia, wychowania i oddania światu nowego obywatela. Adopcja.

 

Mamy, z mężem, przed sobą radości i trudności oczekiwania na dziecko, które, mamy nadzieję, pojawi się w naszym domu za jakiś czas. I choć nie będzie nam dane cieszyć się jego rozwojem od pierwszych dni życia, to chcemy czerpać radość ze wszystkich kolejnych.

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Artykuły

Warto zobaczyć