Warszawa

Kraina Czarów w Teatrze Roma

Kraina Czarów w Teatrze Roma

Długo czekałam na teatralną wersję „Alicji w Krainie Czarów”. Gotowa byłam nawet przemierzyć kilkaset kilometrów, żeby zobaczyć jak poradzi sobie reżyser z dość trudnym zadaniem, jakim jest pokazanie wizji sennych, naszych wyobrażeń, krainy niesamowitości. Bo jak pokazać Alicję wpadającą w głęboką dziurę i odtworzyć przeobrażanie się bohaterki po spożyciu napoju czy zjedzeniu ciasteczka? Obiecałam sobie, że suchej nitki nie pozostawię na reżyserze, który nie sprosta temu zadaniu. W Teatrze Roma wczoraj odbyła się premiera „Alicji w Krainie Czarów”. Muszę przyznać, że mnie oczarowała.

 

Wspaniały dla mnie i fascynujący jest świat dziecka. Poznaję ten świat codziennie i nieraz mam chęć do niego wrócić. To dziecięce myślenie pozwala siedzieć i pić herbatkę, której nie ma, szukać w szafach innych światów, myśleć, że śnieg sypie się z nieba z jakichś magicznych wręcz przyczyn. Dziecięce umysły realizują swoje dalekosiężne cele nieprawdopodobnymi sposobami. Pozwólmy im na to.

 

Myśląc o okresie dzieciństwa w życiu człowieka widzimy jego bogactwo, odmienność doświadczeń, zabawę, fantazję, ciekawość, brak racjonalności w zachowaniu. Każda mama, która ma za sobą tłumaczenie dziecku, że pod łóżkiem nie ma potwora, wie, że logika i racjonalne argumenty tutaj nie działają. Prawa logiki, fizyki są obce maluchom, zaś rozmawianie z nieistniejącymi stworami jest na porządku dziennym. Nie przypadkiem zresztą okres dzieciństwa to czas zafascynowania baśniami. Są one niezmiernie atrakcyjne dla dzieci, bo właśnie ten gatunek literacki jak żaden inny łączy w sobie realność i fikcję, czyli w szczególny sposób odpowiada potrzebom rozwojowym dziecka. Są one dla dzieci dostępne poznawczo, dlatego postrzegane w nich wizje świata są zupełnie jasne (mimo przejaskrawionej przecież nierzeczywistości). O książkach z dzieciństwa mogłabym pisać dość dużo. Nie pamiętam, ile miałam lat, jak czytałam "Alicję z Krainy Czarów". Pamiętam, że nie dobrnęłam do końca. Bałam się.

 

Zatem, jako dziecko, nigdy nie lubiłam "Alicji w Krainie Czarów". Mimo że czytałam pięknie ilustrowaną książkę. Dla mnie historia kończyła się w momencie, kiedy Alicja wpadała do dziury. Potem było już tylko gorzej. Po co te zwierzęta? Kim jest kot? 

 

Z rozmów ze znajomymi wiem, że oni mieli podobne spostrzeżenia. Dopiero na zajęciach z literatury brytyjskiej dowiedziałam się, że pierwotnie Carroll wcale nie zamierzał dedykować swej książki najmłodszym czytelnikom. Jest z niej zbyt wiele podtekstów seksualnych, odniesień do inicjacji seksualnej, menstruacji, dojrzewania płciowego. Sam autor był wielokrotnie posądzany o pedofilię, w jego domu znaleziono nawet dowody. Czy było to prawdą? Być może. Nie wiem. Najlepiej chyba przeczytać "Alicję..." będąc już dorosłą osobą. Choć przyznam, że po raz kolejny była to dla mnie męka. Nie miewam problemów z klasykami, nie oczekuję od lektury papkowatego przekazu i języka dla półmózgów. Wolę pomyśleć. Jednak do "Alicji..." wracałam chyba pięć razy, zanim skończyłam jej czytanie na dobre. Dokonałam tego po 30 roku życia i oczarowała mnie. Dopiero.

 

Dlaczego, zatem, mnie oczarowała „Alicja w Krainie Czarów” w adaptacji i reżyserii Cezarego Domagały? Odpowiedź jest prosta. Udało się mu przenieść mnie do krainy czarów. Wszystko zagrało jednocześnie: gra aktorów, scenografia, kostiumy i muzyka. Warto zaznaczyć, że to przede wszystkim przedstawienie muzyczne, naszpikowane jest zatem tańcem i śpiewem. Płytę z piosenkami można zdobyć kupując program podczas spektaklu. I potem tylko je śpiewać i śpiewać. Są piękne! Pisząc tę recenzję też ich słucham. Na scenie cały czas coś się dzieje. Nie ma nudy. Alicja tylko pozostaje taka sama. Podobno jest ich aż cztery. Trzy wybrane Alicje chodzą do szóstej klasy szkoły podstawowej, jedna kończy właśnie gimnazjum. Ta, którą mogłam zobaczyć podczas premiery, zachwyciła mnie swoim talentem i niezwykłą urodą. Drobniutka, szczuplutka blondyneczka z równo przyciętą grzywką, w niebieskiej skromnej sukience, pomimo że nie była profesjonalną aktorką, a dziewczyną pokonującą w castingu aż 100 innych chętnych do tej roli, okazała się strzałem w dziesiątkę. Ja byłam naprawdę pod wielkim wrażeniem. 

 

Alicja jest niezmienna, ale na scenie pojawiają się cały czas nowe postaci. Jest królik, kot i inne zwierzęta, które pamiętamy z książki. Jest oczywiście czerwona i biała królowa. Ta pierwsza, bardziej dynamiczna, która za najmniejsze przewinienie ścina głowy. Ubrana w czerwień od stóp do głów wydawała się być bardzo groźna, tak jak miało to miejsce w powieści. 

 

Na uwagę zasługują kostiumy. Te wielkie głowy królicze czy kocie sprawiały, że postaci wydawały się nierealne, jak ze snu. Niezwykle barwne i atrakcyjne. Idealna stylistyka w typie Alicji i jej krainie czarów. Odbijały się w lustrach zawieszonych na scenie, co dawało większy efekt i powodowało, że widzieliśmy świat w dwóch wymiarach. Bo co zobaczymy po drugiej stronie lustra zależy tylko od nas.

 

Tak samo jak interpretacja sztuki może być bardzo różnorodna. To, co ja zobaczyłam w niej niekoniecznie musi być spójne z tym, co zobaczyła pani siedząca obok czy malutka dziewczynka z pierwszego rzędu. I to właśnie jest ciekawe. Nawet doskonale znając historię Alicji można w czasie przedstawienia sobie wiele dopowiedzieć. Sam Michał Wojnarowski, kierownik literacki, o "Alicji w Krainie Czarów" mówił: "Spektakl, który oglądacie, jest przede wszystkim zaproszeniem do wspólnego odkrywania świata wyobrażeń i wspólnego tworzenia owej niezwykłej krainy niesamowitych przygód. Można go również oglądać nieco inaczej - jako opowiadanie o wejściu we własną wyobraźnię i poszukiwaniu swojego miejsca w chaotycznym świecie. Zależy nam na tym, żeby każdy z Was odebrał tą historię po swojemu i znalazł w niej coś dla siebie". Ja w tym spektaklu coś dla siebie znalazłam i myślę, że każdy z Was również tą prawdę odnajdzie. I to jest ciekawe, że kraina wyobraźni jest niezwykle pojemna. A czego jestem pewna: że wyjdziecie z Teatru Roma oszołomieni niezwykłością i czarem.

Marianna Moździer

__________________________________________________________

 

Lewis Carroll, a właściwie wykreowana przezeń Alicja ma swych wiernych fanów zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci. Marzeniem chyba każdego reżysera jest przenieść tę powieść na deski teatru. Nic dziwnego, dotyka ona bardzo osobistych sfer każdego z nas: wszyscy lubimy marzyć, każdy z nas lubi „śnić na jawie”, zwłaszcza dzieci, gdy zostają ze sobą sam na sam. Te sytuacje zabierają je w niezwykłe światy bez granic. Teatr Roma proponuje nam blisko dwugodzinne spotkanie z bohaterami rodem wyjętymi z kart powieści Lewisa Carrolla: delikatna Alicja (brawurowy debiut 13-letniej Klaudii Borejko) ujmuje swoją dojrzałością sceniczną i doskonałym warsztatem zarówno wokalnym jak i aktorskim, dlatego od pierwszej minuty zabiera widzów w swój czarodziejski świat, w którym wydarzają się niesamowite historie: wszędobylski Królik spieszy się, by dogonić czas, choć zegarek nie wskazuje godzin, zgraja sympatycznych zwierząt udowadnia nam – widzom, że wszyscy jesteśmy pozytywnie stuknięci, a kot pozostawia po sobie ślad w postaci szerokiego uśmiechu i każdy z nich, mimo groźby wyroku ścięcia głowy, zabiega o zaproszenie na partyjkę z Królową Kier. Doskonałe aranżacje muzyczne podkreślają największy atut Teatru Muzycznego ROMA, jakim niewątpliwie są doskonali wokaliści, którzy ukazują spektrum swoich możliwości zarówno w ostrej kompozycji rockowej, łagodnym reggae Pana Gąsienicy jak i żywiołowym disco czy nastrojowych balladach. Fani Alicji z pewnością się nie zawiodą, maluchy będą rozbawione na widok zwierzątek, a rodzice zobaczą, jak bogata może być wyobraźnia dziecka, jak doskonały jest to świat i ile z niej płynie prawdziwej mądrości życiowej. Bądźmy zatem czujni na to, co spotkamy za kolejnymi drzwiami i nie przegapmy premiery spektaklu, a to już w nadchodzący Dzień Mamy.

Agnieszka Bińczycka

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Wiadomości lokalne

Warto zobaczyć