Warszawa

Sama przygotuje, sama zje - dziecko w kuchni

Sama przygotuje, sama zje - dziecko w kuchni

Trudno odnieść się do tego, czy nasze dziecko jest niejadkiem czy nie. Nasze kłopoty z jedzeniem zaczęły się kiedy Jula skończyła półtora roku i trwają z przerwami do dziś i właściwie nie wiem kiedy się skończą.

 

Być może to z nami - rodzicami - jest coś nie tak? Mamy błędne wyobrażenie o tym ile małe dzieci powinny zjeść i w jakich proporcjach. Ja kładłam zawsze nacisk na jedzenie mięsa i warzyw (nacisk mojej Mamy na mnie), a Julcia nie bardzo była zwolenniczką jadania mięsa. Kiedy była malutka to najbardziej sprawdził się sposób miksowania mięsa i warzyw szczególnie tych, które nie chciała jeść w naturalnej wielkości (np. brokuły, groszek). Do gotowanej zupy dodawałam zmiksowane mięso i porcję warzyw i tak udawało nam się ja oszukać.


Niestety teraz 4 latka dalej nie przepada za mięsem w prawie żadnej postaci, a o warzywach czy surówkach nawet nie wspomnę. Uważam, że jest już za duża, żeby dalej miksować różne składniki i w ten sposób ukrywać je w potrawach. Tym bardziej, że od września chodzi do przedszkola i tam przecież nikt nie stosuje żadnych sposobów, żeby dziecko zjadło, więc początki były trudne. Jula była bardzo głodna, nie chciała jeść, nie mobilizowały jej nawet inne jedzące dzieci.

 

Postanowiłam wprowadzić nową zasadę - jedzenie samemu (w miarę możliwości i czasu) i przygotowywania tego jedzenia, czyli do miski w ciepłym mlekiem Jula sama nasypywała płatki czy kroiła banana, smarowała bułkę nutellą, płukała obrane przeze mnie ziemniaczki, ubijała tłuczkiem kotlety i tak ze wszystkim – sposób ten nie tylko przybliżył nas do siebie do tego stopnia, że jej udział w codziennym przygotowaniu posiłków i deserów urósł do rangi pomocnika, to również bardzo pomógł w lepszym jedzeniu przez nią - zawsze pyta czy jemy to co robiłyśmy razem.

 

Drugi sposób jaki sprawdza się u nas to przygotowywanie tych potraw, które Julcia lubi, bo na szczęście ma swoje ulubione potrawy. Może ktoś powie, że to monotematyczne, ale zawsze coś. Jest to najlepszy sposób i u nas się sprawdza, bo nadal zauważam lepsze i gorsze okresy w jej jedzeniu, a zachęcanie do jedzenia, a przynajmniej do próbowania nowych potraw lub składników za którymi nie przepadała, choć w rzeczywistości nigdy ich nie próbowała.

 

Mam jeszcze jedno spostrzeżenie, gdy jest lato łatwiej nam ją nakarmić. Jemy często w plenerze, nigdy nie wybieram się bez kanapki i pojemnika z pomidorem pokrojonym w kosteczkę.

 

Pozdrawiam wszystkich rodziców i życzę sobie i Wam wytrwałości w karmieniu naszych pociech!

 

Aneta Galant, mama 4-letniej Julki

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć