Warszawa

Czas z dziadkami

Czas z dziadkami

Babunia, dziadziuś – to zwykle najważniejsze (tuż po rodzicach) osoby w życiu każdego dziecka. Ci, którym w dzieciństwie nie dane było poznać smaku bycia wnukiem, nie wiedzą nawet, co stracili.

 

Moje osobiste wspomnienie na temat babci, to niedzielne śniadanie, na które dostawałam kubek gorącego kakao i świeżo upieczony kawałek placka drożdżowego z kruszonką, posmarowanego grubą warstwą prawdziwego masła. Dziadek był specjalistą od wypraw na ślizgawkę zimą (kupił mi łyżwy i nauczył na nich jeździć) oraz na kąpielisko latem (nauczył mnie pływać). Choć miałam wtedy nie więcej niż 5-6 lat, wspomnienia są żywe do dzisiaj.

 

Nie dane mi było cieszyć się długo obecnością babci w moim życiu, bo zmarła, gdy miałam 11 lat. Natomiast dziadek towarzyszył mi aż do 25 roku mojego życia, a może tylko do 25 roku życia. Do dziś pamiętam, jak niekiedy zżymałam się słysząc jego uwagi, jak negowałam czasami postawy i wartości, jakie próbował mi przekazać, nie do końca go rozumiejąc. Dopiero, gdy sama zostałam mamą (czego on niestety nie doczekał), zdałam sobie sprawę z tego jak ważną rolę odegrał w moim życiu. Zrozumiałam, że życie kołem się toczy, że dziś jestem młodą matką, za chwilę będę mamą dorastających pociech, aby po chwili zostać babcią dla swoich wnucząt. Zrozumiałam jego spojrzenie na życie, los, kolej rzeczy.

 

Mogę śmiało powiedzieć, że zarówno babcia, jak i dziadek dali mi poczuć wyjątkowy smak dzieciństwa, dali mi pobyć rozpieszczanym aniołkiem (pamiętam jak dziadziuś miział mnie piórkiem po bosych stopach – co wprost uwielbiałam), dali mi poczucie ciągłości pokoleniowej, dali mi – dostrzeganą dopiero z mojej dzisiejszej perspektywy czasowej - bezwarunkową miłość, akceptację i wsparcie.

 

Patrzę dziś na moje córki i ich relację z dziadkami i wiem, że są prawdziwymi szczęściarami – mają obie babcie i obu dziadków, a do tego jeszcze mają prababcię, bo żyje jeszcze babcia mojego męża. Staram się wpoić dzieciom szacunek do tego pokolenia, którego młodość przypadała na lata powojenne i okres rozkwitu PRL. Uczulam moje córki na odmienne przyzwyczajenia, potrzeby starszych osób, szczególnie osób wychowanych w zupełnie innej rzeczywistości społeczno-gospodarczej, mających odmienne zasady od współcześnie obowiązujących i uznanych za normę. Jednocześnie cieszę się, że mogą one poczuć smak babcinej troski o ciepłą czapkę i odpowiedni sweter, o domowy obiad, że mogą posłuchać dziadka opowiadającego o swoim dzieciństwie i zabawach, że mogą chodzić z drugim dziadkiem na rower do parku i na huśtawki oraz na górkę, gdy śnieg napada. Myślę, że te relacje są dla dzieci bezcenne i nawet jeśli dziś moje dziewczynki nie dostrzegają w nich nic nadzwyczajnego, czy wyjątkowego, to wiem, że kiedyś nasunie im się refleksja podobna do mojej, i że będą dziękować losowi za to, że mogły jakiś czas cieszyć się akceptacją, uwagą i pełną bezwarunkowej miłości troską babci i dziadka.
Wszak od czarnej roboty (czytaj: od wychowania dzieci) są rodzice, dziadkowie są tylko od kochania.
 

mama Aneta

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć