Warszawa

Jak odkryłam Panią Teatrzyk

Jak odkryłam Panią Teatrzyk

Centrum miasta, przed wejściem do kawiarni porozkładane piaskownice i huśtawka (zapamiętuję więc, że warto zajrzeć, jak będzie ciepło).  Wewnątrz miejsca niewiele, nic dziwnego, w końcu kluczowy obszar zajęła Scena.
A tam – niespodzianka! Fantastyczny zespół znany nam z przedstawień w bibliotece przy Jesiennej 22. A więc to jest Pani Teatrzyk! Ja już słyszałam o niej z netu, ale nie miałam pojęcia, że to jest właśnie ona.
Pani Teatrzyk (Klaudia Kąca-Jasic) przedstawia aktorów - dwaj panowie stają przed dziećmi i w prosty sposób adaptują ich do roli widza – objaśniają, czego się nie robi w teatrze (nie krzyczy…), a co się robi (klaszcze), a następnie zapoznają dzieci z arkanami sztuki aktorskiej.  A więc - co to znaczy, kiedy ten miły pan zrobi taaaką straszną minę? A kiedy zapłacze, czy to znaczy, że coś mu się naprawdę stało? Nie, to znaczy, że ten pan gra. Gra razem ze swoją lalką – bohaterem historii o Czerwonym Kapturku.
Dzieci ciasno okupują podłogę, w emocjach złażąc z mięciutkich poduszek na twarde deski. Rodzicom oczywiście niewygodnie, w końcu oni zepchnięci są na dalszy plan, w karkołomnych pozycjach starają się nie zajmować miejsca Prawdziwej Widowni.
Historia jest znana, akcja się toczy planowo, zaangażowanie widzów widoczne w okrzykach co odważniejszych,  niebawem pojawi się  Wilk. Rzeczywiście, jest. Trzyletnia Nadia, mimo, iż wytrawna teatromanka, nie zabiera już swoich zabawek, ale jednak woli wrócić z podłogi na poduszkę, obok mamy i taty. Dwuipółletnia Natasza, koleżanka Nadii, siedząca cały czas na kolanach mamy i po raz pierwszy obserwująca lalki w akcji,  twardo odwraca głowę  mrucząc: „Ja chowam się za mamę”. Wilk rzeczywiście miał posępną minę i złowrogo zmarszczone brwi.
Nadia jednak szybko wraca do pionu i z pozycji luzaka stwierdza: „Przecież to nie jest prawda! A ten pan mówił, że to nie wilk, tylko udawanie, no!”. (Z tego wniosek, że adaptacja przedspektaklowa przyniosła oczekiwany efekt).
Wilk był idealnie wyważony – wzbudzał respekt, ale nikomu nie przyszło do głowy naprawdę się przestraszyć, nie mówiąc o zapłakaniu.
Dostał zasłużoną karę wymierzoną w bardzo rozsądny sposób. Żadnego rozpruwania brzucha, o, nie. Po prostu cudowne wyskoczenie połkniętych babci i dziewczynki. Kluczowa cześć historii dokonała  w domku, więc nie było widać, jakim cudem ten wyskok babci i Kapturka mógł się dokonać. A ten pan, który był myśliwym, postarał się, aby ten moment miał raczej śmieszną otoczkę. Żart był zrozumiały dla maluchów w każdym wieku, gdyż ów myśliwy - aktor miał tak plastyczną twarz, robił tak niesamowite miny, że można było nie słuchać, wystarczyło popatrzeć na jego oczy i usta… Lalka i aktor zgrali się idealnie i nie wyobrażam sobie, aby jedno mogło istnieć  bez drugiego.
Były brawa. Wszystkie dzieciaki na koniec wskoczyły na scenę.
Wilk, Babcia, Czerwony Kapturek – dostali się w ręce dzieci.
Polecam spektakle Pani Teatrzyk – nawet te, których nie widziałam. Byłam na kilku przedstawieniach i zawsze moje dziecko wkraczało w zaczarowaną krainę, w której wszystko było magiczne, a jednocześnie takie, jak trzeba – niczego za dużo, nic nie zabrakło. Widziałam dzieci w wieku od lat 2 do około ośmiu. Nikt nie krzyczał. Nikomu nie przyszłoby to do głowy. Za to wszystkim przychodziło do głowy klaskać, ile sił.


Uważam tę grupę aktorów za markę wysokiej jakości. Pogratulować i w dalszym ciągu pozazdrościć zapału i niezwykle trafnych wyborów – tekstów, słownictwa, aranżacji.  Ja już się nie zastanawiam, jak robi to Pani Teatrzyk, że przyciąga tłumy. Ja po prostu – zostałam fanką.

 

Magdalena Dyczek


P.S. A Czerwony Stoliczek przy Więziennej 6 to świetne miejsce dla dzieci. W dodatku z dobrym smakiem – nawet bilety na przedstawienie wręczano tak eleganckie, że mój małżonek, bynajmniej nie wrażliwy na tym punkcie, przyniósł mi je z informacją, że może zostawimy dla córki na pamiątkę, bo są tak fajne zrobione… A na nich po prostu wyjątkowo urokliwe logo Czerwonego Stoliczka… znakomita wizytówka miejsca.
 

 

Przeczytaj również

Polecamy

Więcej z działu: Okiem rodzica

Warto zobaczyć